Czy droga z domu do pracy jest dla Ciebie interesująca? Zapewne nie zawsze. I to nie dlatego, że mogłaby być nieciekawa (skądże znowu), ile po prostu powtarza się zbyt często. Są osoby, do których i ja należę, które czasem zbaczają z utartych ścieżek. Gdy więc postanowiłem nawiedzić przyjaciół w Londynie, nie szukałem rozwiązań szablonowych, a po analizie dostępnych możliwości w mojej skrzynce mailowej wylądowały następujące rezerwacje:

  • 13.06.2019 Warszawa Modlin – Liverpool (WMI-LPL) – Ryanair – 89 zł
  • 20.06.2019 Liverpool – Warszawa (LPL-WAW) – Wizzair – 17,50 GBP (81 zł)

Dlaczego tak? Ano bilety kupowałem z niewielkim wyprzedzeniem i londyńskie lotniska (których jest aż sześć: Luton, Stansted, Gatwick, Hearthrow, City i Southend) nie skusiły mnie swoją ofertą – a w Liverpoolu nie byłem, zatem dlaczego nie skorzystać z okazji? No tak, jeszcze podróż pomiędzy miastami – udało się wypożyczyć samochód na tydzień za niecałe 300 zł. Podejmowałem już auta w lepszych cenach, ale obiektywnie 40 zł dziennie to uczciwa oferta, całkiem konkurencyjna do przejazdów autobusami i pociągami, które w Wielkiej Brytanii są drogie.

Wielka Brytania – podstawowe fakty

Pełna nazwa kraju do którego się wybrałem to Zjednoczone Królestwo Wielkiej Brytanii i Irlandii Północnej. Kilka podstawowych faktów:

  • Wielka Brytania to nazwa wyspy, na której leży Anglia, Szkocja i Walia. W skład państwa wchodzi także Irlandia Północna na wyspie Irlandia. Liverpool i Londyn leżą w Anglii.
  • język: angielski (a także szkocki i walijski i inne)
  • waluta: funt szterling o symbolu GBP lub £. Dzieli się na 100 pensów. Kurs na 14.10.2019: 1 PLN = 4,89 GBP, czyli na potrzeby podróży ceny dzielimy przez 5.
  • stolica: Londyn
  • ludność: 66 mln
  • system miar: imperialny (zatem: mile, jardy, stopy, itp.)
  • kod samochodowy: GB; ruch lewostronny
  • domena internetowa (TLD): .uk, .gb
  • numer kierunkowy: +44

Na Modlin!

Trzynastego w czwartek, tuż po pracy wyruszyłem w stronę Modlina. Miałem możliwość polecenia Wizzair w obie strony w podobnej cenie, ale godzina wylotu była nieco zbyt wczesna – a wylot zaplanowany o 21.20 idealnie wpasował się w moje plany. By uniknąć popołudniowych korków w podwarszawskich Łomiankach, postanowiłem skorzystać z pociągu Kolei Mazowieckich. Wbrew powszechnej krytyce połączenie jest całkiem dogodne, są nawet pociągi przejeżdżające z Lotniska Chopina bezpośrednio do Modlina. Z odpowiednim zapasem czasowym i z plecakiem stawiłem się na jednym z warszawskich przystanków kolejowych. Początkowo wszystko wyglądało dobrze, jednak mój pociąg z jakiegoś powodu nie przyjeżdżał.

Sprawdziłem w aplikacji Portal Pasażera, gdzie mój pociąg fizycznie się znajduje. Okazało się, że utknął dwie stacje wcześniej razem z pozostałymi. W międzyczasie przyjechał kolejny, ale z powodu czerwonego światła na semaforze oczekiwał na peronie. Dowiedziałem się, że postój potrwa minimum 20 minut, ale w sumie to nie wiadomo. Zapas czasowy pozwalał na skorzystanie z kolejnego połączenia, ale w tej sytuacji ono mogłoby być również opóźnione.

Polonez Caro na minuty

Postanowiłem wziąć sprawy w swoje ręce i pojechać do Modlina Pankiem. Wprawdzie podróż w pojedynkę nie należy do najtańszych, jednak gdy zobaczyłem w aplikacji, że całkiem niedaleko oczekuje na mnie taka perełka, nie zastanawiałem się ani chwili dłużej.

Od dawna polowałem na ten samochód w ofercie. Podobnego Poloneza kupili rodzice gdy miałem 10 lat i wspominamy go w rodzinie bardzo ciepło. Rasowości egzemplarza dopełnia rdza w nadkolu, akcesoryjne półeczki i huczący tylny most pomimo małego przebiegu, niecałych 22 tysięcy km (lub 122 tysięcy, gdyż licznik jest pięciocyfrowy). A tutaj zamiast małej przejażdżki, czekała mnie podróż aż do Modlina i to w promocyjnej cenie!

Na Modlin!

Cieszyłem się jak dziecko mogąc prowadzić to cudo polskiej motoryzacji. Dynamika była na całkiem przyzwoitym poziomie, ale prowadzenie słabe w porównaniu do współczesnych konstrukcji (wąski most, choć ten z szerokim nie był dużo lepszy). Ten konkretny egzemplarz to tzw. Caro Minus, czyli przed liftingiem. Bez wspomagania, ABS, ESP, poduszek powietrznych i wszelkich innych systemów. Jedyna elektronika to jednopunktowy wtrysk paliwa i mój telefon w kieszeni.

Dotarłem bez przeszkód na parking przy lotnisku w Modlinie. Polonezowi tak się spodobała jazda ze mną, że nie chciał się zamknąć. Niestety pani na infolinii tez nie była w stanie mi pomóc, więc auto musiało poczekać na technika, a ja oddaliłem się w stronę terminala ochłonąć kapkę.

Lotnisko im. Johna Lennona

Lot okazał się opóźniony o pół godziny. Nie jest to wartość krytyczna, ale rezerwując samochód do wypożyczenia zawsze warto podać numer lotu, a także podać godzinę odbioru w miarę możliwości późniejszą o np. 30 min, aby nie płacić za przetrzymanie rezerwacji.

Coś na czasie

Lotnisko w Liverpoolu nosi imię Johna Lennona, jednego z Beatlesów. Nie każdy port lotniczy może poszczycić się tak rozpoznawalnym patronem. W hali odlotów na ścianach są fragmenty piosenek, a przed budynkiem na środku ronda stoi żółta łódź podwodna.

Teraz proszę sobie puścić piosenkę sprzed 50 lat (1969) i czytać dalej 🙂

Parkowanie w Wielkiej Brytanii

Zagadnienie jest niebanalne i zasługuje na oddzielny akapit. Samochód jest wygodnym środkiem lokomocji w Wielkiej Brytanii, jeśli poruszamy się pomiędzy miastami lub zwiedzamy mało zaludnione tereny. W dużych miastach sytuacja się komplikuje. Oprócz dużych problemów z parkowaniem musimy uważać na strefy zanieczyszczeń spalinami, tzw. Congestion Zone. Nie zgłębiłem do końca tego systemu, ale wydaje się on podobny do tego w Berlinie – aby wjechać do centrum miasta potrzebujemy naklejkę świadczącą o spełnieniu normy emisji spalin (oczywiście płatną), a np. w Londynie sam wjazd do centrum to dodatkowo 8 GBP. Dodatkowo parkingi są płatne, a mimo to są ograniczenia w maksymalnym czasie postoju, zwykle 2-3 godziny. Odjazd i powrót po chwili nie wchodzi w grę, bo jest to w wielu miejscach monitorowane. Jak grzyby po deszczu, na obrzeżach miast wyrastają parkingi prywatne, gdzie za 7-10 GBP można przenocować samochód płacąc albo w dedykowanej aplikacji, albo u stróża.

Odnowiony budynek historyczny oraz pięćdziesięcioletni obok siebie. Witryna nieistniejącego już pierwszego na świecie biura podróży Thomas Cook.

Co do zasady, w miastach są dwa rodzaje miejskich parkingów – miejsc na ulicy:

  • miejsca z parkometrami: dość drogie, z określonym maksymalnym czasem postoju. Przy krawężniku namalowany jest pojedynczy żółty pas.
  • miejsca dla mieszkańców: oznaczone przerywanymi białymi liniami, obok zwykle stoi tabliczka Permit only. Tam parkować nie wolno (hehe).
  • miejsca na ulicy bez żadnych oznaczeń, daleko od centrum miasta – jest szansa, że nie ma tam żadnych ograniczeń w parkowaniu

Problem jest na tyle palący, że powstały serwisy internetowe, gdzie właściciele domów wynajmują swoje miejsca na podjazdach czy w garażach, szczególnie w dniach imprez masowych.

Kolejny mariaż budynków przedwojennych z tych z prefabrykacji z szalonych lat 70

Pro tip: w poszukiwaniu miejsca pomocna jest też parkingowa wikipedia: Parkopedia.

Jako ogólną zasadę można bezpiecznie przyjąć, że jeśli nie zamierzamy podróżować pomiędzy miastami i zatrzymywać się po drodze, jedziemy sami, lub jedziemy do Londynu, to warto mocno rozważyć komunikację zbiorową.

Liverpool wieczorową porą

Po wylądowaniu, spacerku do wypożyczalni i podjęciu samochodu, pojechałem w stronę zarezerwowanego noclegu. Ponownie, nie każde miejsce przyjmuje gości przyjeżdżających późno – na szczęście instrukcja samodzielnego zameldowania wieczorem oczekiwała już na mojej skrzynce mailowej. Auto porzuciłem na ulicy 1,5 km od miejsca noclegu w centrum, na terenie dzielnicy Baltic Triangle.

Niewielka elektrownia węglowa na potrzeby pomp działających w dokach

Pierwszy dzień w Liverpoolu

Do dyspozycji miałem tylko piątkowe popołudnie, ale że ten piątek to jeden z najdłuższych dni w roku, to miałem sporo czasu na zwiedzanie.

Centrum miasta

Pro tip: dobrym pomysłem na szybki posiłek są popularne w Wielkiej Brytanii tzw. meal deal. Za stałą kwotę od 3 GBP (Tesco Express) do 5 funtów (Marks & Spencer, Sainsburry, itp.), możemy wybrać sobie trzy rzeczy do zjedzenia: danie główne (kanapkę, sałatkę, mini sushi, itp), przekąskę (chipsy, batonik, owoc) i napój (pełny wybór). Wybór jest naprawdę duży, a deal kosztuje nawet o połowę taniej, niż gdybyśmy te rzeczy kupili oddzielnie, więc warto.

Pier Head

Zgodnie z moją zasadą poszukiwania tego, co w danym miejscu jest wyjątkowe, poszedłem najpierw w kierunku portu. Liverpool jest miastem portowym, o długiej historii. To tutaj zarejestrowana była firma, do której należał feralny prom Titanic, choć warto zaznaczyć, że ten okręt nigdy tu nie zawitał, bo nie zdążył.

Pier Head: pomnik ofiar Titanica i Royal Liver Building w tle

Liverpool Pier Head jako wzorcowy port handlowy z czasów minionych, trafił w 2004 roku na listę Unesco. Najciekawszym elementem miasta są doki. Ciągną się niemal wzdłuż całego nabrzeża. Doki są to wewnętrzne baseny, do których cumują statki. Ich przewaga wobec tradycyjnego nabrzeża jest taka, że można zaparkować więcej okrętów jednocześnie.

Przypływy i odpływy

Liverpool leży nad zatoką Mersey, której zachodnia strona wpada do morza. Wprawdzie najbliższy ląd to stosunkowo niedaleko położona Irlandia, akweny wodne podlegają atlantyckim przypływom i odpływom. Powoduje to wahania poziomu wód w skali kilku metrów na dobę – aby więc doki były użyteczne, wejścia do nich strzegą śluzy – i tylko w czasie przypływu są one otwierane.

Odpływ
Niemal to samo miejsce, przypływ

Skąd się biorą przypływy i odpływ? Ano z podstawowych praw fizyki wynika, że większe ciała przyciągają mniejsze. Tak jak nas wszystkich przyciąga planeta Ziemia, tak jej satelita, Księżyc, krążąc wokół niej nieznacznie „odkleja” oceany od dna, zwiększając czasowo poziom wód. A że księżyc podobnie jak słońce, wschodzi i zachodzi, więc średnio dwa razy na dobę mamy wysoką i niską falę. Dlaczego nie obserwujemy przypływów na Bałtyku? Otóż są, ale że to małe i płytkie morze, są one niezauważalne gołym okiem.

Doki w Liverpoolu

Niewątpliwie najciekawszymi dokami są Albert’s Docks. Prostokątny akwen otoczony kamienicami kupieckimi, dzisiaj nie gości zbyt wiele statków, za to w budynkach znajdują się klimatyczne restauracje, sklepy z pamiątkami, a także muzea: sztuki nowoczesnej (TATE), a także Beatlesów. Warto wspomnieć, że państwowe muzea w Wielkiej Brytanii są darmowe – jeśli nam się podobało, można wrzucić na końcu monetę lub banknot. Te prywatne zaś są płatne i bywają drogie, bilety wstępu kosztują nawet kilkanaście funtów.

Albert’s Docks, a po lewej stacja pomp
Wnętrze Albert’s Docks

Przechodząc pod arkadami Doków Alberta dotrzemy do kolejnych, Królewskich. Na terenie Royal Docks w pierwszej kolejności w oczy rzuca się Liverpool Eye, czyli karuzela z kapsułami widokowymi na wzór tej londyńskiej. Nieopodal położona jest także hala widowiskowo-sportowa M&S Arena. Spacerując dalej na zachód miniemy apartamentowiec, by na koniec dojść do Queen’s Docks – gdzie znajdują się raczej ekskluzywne domy mieszkalne i przystań dla prywatnych jachtów. Tam właśnie poznałem nowe angielskie słowo: wharf. Jest to coś pomiędzy street a lane, a oznacza linię brzegową wraz z przyległymi budynkami. W głębi lądu rozpoczyna się dzielnica Baltic Triangle, o niezbyt dobrej reputacji, a przynajmniej rzadziej odwiedzana przez turystów.

Albert’s Docks wieczorową porą

Następnie powróciłem do części centralnej. Mijając z powrotem Doki Alberta zauważyłem ciągnące się przez ponad 100 metrów ogrodzenie z łańcuchów. Niemal w całości zostało obwieszone kłódkami zakochanych. Nie jest to w żadnej mierze oryginalny pomysł, ale skala przedsięwzięcia imponuje.

Ile tu surowca się marnuje!

Podążając dalej mijamy budynek Muzeum Liverpoolu. Szkoda, że nie miałem okazji go odwiedzić, bo jest tego warte. Jak wieść gminna niesie, jest to największe kubaturowo muzeum zbudowane w Wielkiej Brytanii w ostatnim czasie. Nie jest to zresztą jedyna największa rzecz w Liverpoolu, ale o tym potem.

Muzea w Liverpoolu

Muzeum Liverpoolu (Museum of Liverpool) przy nabrzeżu

Miasto ma naprawdę bogatą ofertę muzealną. Niestety nie miałem możliwości odwiedzenia żadnego z nich, ale w przypadku deszczowej pogody lub dużego pobytu w Liverpoolu, na pewno zawitałbym do:

  • Muzeum Liverpoolu
  • Muzeum Sztuki Nowoczesnej (TATE) w Dokach Alberta
  • Muzeum Niewolnictwa na Świecie
Muzeum sztuki nowoczesnej TATE w Dokach Alberta

W Dokach Alberta znajdziemy także prywatne muzeum zespołu The Beatles.

The Beatles Story – muzeum znanego zespołu w Dokach Alberta

Spotkanie z Fam4

Z pewnością znany jest Ci zespół The Beatles – jedna z najsłynniejszych brytyjskich grup. Jeśli nie, zapytaj rodziców. Czas ich świetności przypada na lata 60. XX ubiegłego wieku, jednak wiele z ich przebojów jest ponadczasowa. To właśnie w samym środku Doków Królewskich, najbardziej prezentacyjnych, umieszczono ich pomnik. Określani jako Fam4 (Famous Four, czyli słynna czwórka), pochodzą właśnie z Liverpoolu. Miasto to przewija się także w ich twórczości, zainteresowani mogą odwiedzić choćby uliczkę Penny Lane, tytułową dla jednego z albumów.

The Beatles i ja

Przystań promowa

Oprócz historycznych, nabrzeże liverpoolskie pełni także funkcje użyteczne. Naprzeciwko pomnika Fam4 jest niewielki terminal promowy. Możemy stąd popłynąć na wyspę Man, czy do Irlandii. Po drugiej stronie zatoki Mersey zawijają nawet większe jednostki, jak choćby liniowce Stena Line. Nieopodal jest także terminal dla samochodów.

Tuż przy przejeździe samochodowym znajdziemy pomnik ofiar załogi Titanika. Wzniosłe słowa wyryte w kamieniu życia im nie przywrócą, niemniej jednak do tej pory pod monumentem składane są kwiaty. Przeszedłem jeszcze kawałek w stronę morza, ale dalej rozpoczynają się już doki bardziej współczesne, gdzie niewiele jest do oglądania.

Wgłąb lądu

Slogan niniejszej witryny głosi: Lądy i morza przemierzam – skoro więc już temat mórz został wyczerpany, ruszyłem w stronę centrum miasta. Liverpool nie posiada starówki, jednak centralna część jest wydzielona wyłącznie dla ruchu pieszego i zawiera głównie galerie handlowe. Największą jest Liverpool One. Sama galeria jest tak samo nudna jak wszystkie inne na świecie, ale można wejść na jej dach, gdzie zlokalizowano foodcourt (miejsce z gastronomią) i trawniki. Podobny przybytek znajduje się w pobliskim Birmingham i przy całej mojej niechęci do tego rodzaju miejsc muszę przyznać, że skomponowano to ze smakiem.

Taras dachowy centrum handlowego Liverpool One

Pro tip: lecąc do Wielkiej Brytanii nie warto zabierać zbyt wielu ubrań (ja właściwe miałem tylko te co na sobie). Te można w dobrych cenach, często sporo taniej niż w Polsce, kupić w sklepach typu Primark czy Mark & Spencer. Jakość jest tak samo przeciętna, ale jednak wzory są nieco inne, ceny niższe, a zwroty przyjmowane bez mrugnięcia okiem. Nawet lecąc wyłącznie z darmowym, małym podręcznym bagażem, da się zrobić całkiem niezłe zakupy.

Pomnik św. Jerzego

Punktem orientacyjnym w centrum miasta jest wieża radiowa. Wysoka na ok. 130 metrów góruje nad miastem i reklamuje Radio City, popularną prywatną stację w Wielkiej Brytanii. W cenie 6 GBP można wjechać na górę i podziwiać widoki – niestety zjawiłem się na miejscu zbyt późno. Dolna część stacji połączona jest z kolejnym centrum handlowym, a obok rysuje się sylwetka głównego dworca kolejowego, Liverpool Lime.

Wieża radiowa z oddali
Reklama Radia City, popularnej rozgłośni w mieście

Na tym zakończyłem swoje wędrówki tego wieczoru. Pora była już późna, a plany na weekend intensywne, zatem nie chciałem przesadnie zarywać nocki, zwłaszcza, że pozornie niewielkie, jednogodzinne przesunięcie strefy czasowej jest jednak odczuwalne.

Okolice Liverpoolu

Poranek przywitał mnie jak zwykle w dobrej formie. Po oporządzeniu się i konsumpcji śniadaniowego meal deal’a, wylogowałem się z hotelu i ruszyłem w stronę samochodu zostawionego w Baltic Triangle. Szczęśliwie czekał tam na mnie w stanie niepogorszonym oraz bez niemiłych niespodzianek finansowych – zatem warto było przejść 2 mile, by zaoszczędzić 14 GBP za dwie doby parkowania.

Ostateczną destynacją na ten dzień był oddalony o 220 mil (350 km) południowy Londyn, zatem nie mogłem sobie pozwolić na spędzenie całego dnia w mieście. Na początek skierowałem się więc w stronę Doków Stanley’a (Stanley’s docks). Te oddalone nieco na zachód od centrum miasta doki podobno lepiej oddają współczesny charakter miasta – ja jednak nie zauważyłem tam nic, co by mnie skłoniło do wyjścia z samochodu.

Katedra w Liverpoolu

Na ostatni ogień postanowiłem wziąć liverpoolską katedrę. Nieco od niechcenia, ale że była po drodze… No i całe szczęście, że ją odwiedziłem, bo zdecydowanie jest tego warta. Położona w oddaleniu od centrum jest to największa tego typu budowla w Wielkiej Brytanii.

Wejście do katedry w Liverpoolu

Pro tip: zmotoryzowani bez lęku mogą skorzystać z parkingu tuż pod kościołem, który przez pierwsze 30 minut jest darmowy.

Wnętrze katedry w Liverpoolu

Nie jestem ekspertem w dziedzinie architektury sakralnej, jednak to, co zobaczyłem w środku było zaskakujące. Imponująco duże wnętrze podzielone jest na dwie części – w środku znajduje się wieża. Co nietypowe, przy wejściu wita gości kilkumetrowa makieta kuli ziemskiej zwisająca z sufitu. Po prostu połowa świątyni wydaje się być przeznaczona na cele artystyczne.

Planeta Ziemia wewnątrz katedry

W środku jest też sklep z pamiątkami, a także restauracja. Pierwszy raz spotkałem się z gastronomią bezpośrednio w tej samej przestrzeni co świątynia – oddając się modlitwie można poczuć zapach fish and chips. Nie była to jedyna innowacja brytyjskiego kościoła, bo wiernym umożliwiono także skorzystanie z nowoczesnych puszek do zbierania ofiar, wyposażonych w moduł do płatności zbliżeniowych.

Foodcourt in the church

Część sakralna również robi wrażenie. Jest możliwość wejścia za ołtarz i podziwianie z bliska wszelkich ozdób. Na zapleczu znajduje się mniejsza świątynia, także przyciągająca uwagę. Zdecydowanie warto odwiedzić liverpoolską katedrę.

Mniejsza sala z katedrze w Liverpoolu

Opuszczając Liverpool

A na deser film – trochę długi, ale nadal ciekawy 😉

Opuściwszy budynek, wsiadłem do samochodu i ruszyłem w stronę Londynu. Dosyć męczącą podróż udało mi się jednak w ciekawy sposób uprzyjemnić odwiedzając miasteczko Chester i jedno z muzeów RAF – ale o tym napiszę w kolejnym odcinku.