Nasyciwszy zmysły niebanalnym klimatem czarnogórskiej Podgoricy zasiałem w autobusie, kontynuując podróż na południe. Nie pamiętam ceny biletu, ale było to coś w granicach 20 euro. Za tyle mógłbym kupując odpowiednio wcześniej polecieć tam samolotem wiadomych linii z przesiadką w jakimś innym kraju, ale nie chciałem się wiązać sztywnym terminem, a i pomimo niechęci do podróży autobusem, nie było tak zupełnie najgorzej, bo było mało pasażerów, więc miałem kuszetkę na ostatnim rzędzie siedzeń.
Celem mojej podróży tego dnia była Tirana, stolica Albanii. Ten nieco egzotyczny kraj z niewiadomych mi powodów występuje niezasłużenie często w popkulturze. Celem właściwej percepcji mojej opowieści proszę zatem uruchomić sobie poniższy utwór:
a następnie kontynuować ciekawą lekturę. A jeśli komuś nie pasuje, to zapraszam do zapoznania się z twórczością Popka – samozwańczego króla Albanii (na własne ryzyko, żeby nie było, że nie ostrzegałem). Dystans 160 km przewidziany był do pokonania w ponad trzy godziny. Droga mijała całkiem spokojnie. Po bośniackich chmurach nie pozostał nawet ślad, na niebie nie było ani jednej chmurki.
Przejazd przez pierwsze małe miejscowości przygraniczne nie pozwala na przegapienie faktu wjazdu do innego kraju. W jednej z nich podróżnych wita dwugłowy czarny orzeł – godło Albanii.
Szkodra
Pierwszą większą miejscowością po przekroczeniu granicy była Szkodra. Miasto bardziej przypominało te na Bliskim Wschodzie. Dużo ludzi na ulicach, stragany, chaotyczny ruch drogowy. Miało to swoje uzasadnienie, o czym później.
Szkodra to doskonała baza wypadowa nad jezioro szkoderskie, jedną z głównych atrakcji turystycznych w Albanii. W sezonie można tu także dojechać pociągiem z Podgoricy (a nawet Belgradu), co samo w sobie jest atrakcją.
Ja ze względu na napięty grafik nie mogłem zrobić tu przerwy, więc obserwowałem jedynie, co się dzieje za oknem. Na południowych przedmieściach jest góra ze średniowiecznym zamkiem Rozafa, otoczonym dwiema rzekami.
Droga pomiędzy miejscowościami była niezłej jakości, miejscami nawet dwupasmowa. Albania była jednym z najbardziej zamkniętych krajów na świecie za czasów słusznie minionych, ale także i do niedawna. Widać jednak duży run inwestycyjny, obok istniejących dróg budowane są nowe autostrady.
Tirana okazała się całkiem dużym miastem, zamieszkałym przez ponad 400 tys. mieszkańców. W przeciwieństwie do stolic Bośni, Czarnogóry czy Kosowa, które swój stołeczny charakter zdobyły niedawno, Tirana od dawna dzierży ten tytuł i nie ma ku temu żadnych wątpliwości przechadzając się po jej ulicach.
Hostel Taipei 101
Dworzec autobusowy znajduje się w ok 3 km od centrum, gdzie zaklepałem swój nocleg. Po dość męczącej wędrówce wspomaganej mapami MapsMe dotarłem wreszcie do hostelu Taipei 101. Warto na jego temat wspomnieć kilka słów. Trafić nie było tak znowu łatwo, bo znajdował się na wysokim piętrze jednego z biurowców, a domofon nie działał, za to widoki z okna były bardzo dobre.
Hostel był w naprawdę niezłym standardzie, nieporównywalnym do tego, w którym spędziłem poprzednią noc. Są to tak naprawdę dwa połączone biura zaadaptowane do nowej funkcji. Nazwę swoją zawdzięcza narodowości właściciela, a także pracowników. Przyjął mnie azjatycki student dorabiający sobie w ten sposób. Wskazano mi moje wyrko, w pokoju przebywało dwóch dżentelmenów. Dlaczego w tych hostelach prawie nigdy nie ma dziewczyn…?
Słynne porzekadło: Czy wiesz po czym poznać prawnika? Nie trzeba, sam ci o tym powie. Nie inaczej było w tym przypadku. Częściowo przysłonięte firanką dolne łóżko skrywało obywatela Stanów Zjednoczonych Ameryki zaciekle klepiącego w swojego makbóka. To make long story short: jestem prawnikiem który nadepnął na odcisk korporacjom tak bardzo, że musiałem uciekać z kraju (ale czasami wracam), poza tym jestem zamożny, ale od miesiąca siedzę w Albanii w hostelu bo tanio, a także ONI mnie tu nie znajdą. Jednocześnie opowiadam o sobie każdemu kto wejdzie do pokoju. Pokiwałem ze zrozumieniem głową i powiedziałem zupełnie szczerze, że w Polsce mamy to samo. Bo faktycznie także u nas nie brakuje wyznawców wyimaginowanego układu, wszechobecnego wroga, płaskoziemców, stopnopów i innej miernoty.
Drugi z dżentelmenów to Słowak pochodzący ze słowackich Tatr. Roman po krótkiej pogawędce wyciągnął butelczynę i zapytał czy zakosztuję:
— Ale teraz? – zapytałem zaskoczony
— No a kiedy? – odparł.
Faktycznie, jak nie teraz to kiedy. Udaliśmy się więc pod osłoną nocy na leżący nieopodal plac Skanderbega, centralne miejsce w Tiranie i przez nikogo nie niepokojeni prowadziliśmy interesujące dyskusje z przypadkowo napotkanymi przechodniami.
Free walking tour
Poranek do najłatwiejszych nie należał, ale o 10 rano przy teatrze zaczynał się spacer po Tiranie, więc trzeba było na niego zdążyć. Ta popularna forma zwiedzania miast jest godna polecenia, jeszcze nigdy się nie naciąłem. Zaznaczyć trzeba tylko, że wycieczka darmowa jest tylko z nazwy. Na koniec należy zostawić kwotę zasugerowaną przez prowadzącego, wcale nie taką znowu zupełnie symboliczną, zwłaszcza jeśli grupa jest niewielka. To jest po prostu praca tych ludzi, jedynie bez biletów, podatków i innych takich. Ja zostawiłem równowartość 7 euro.
Jak wspomniałem wcześniej, jeszcze do końca lat 80. Albania była jednym z najbardziej izolujących się krajów na świecie. Ostoja komunizmu, mogąca z powodzeniem spoglądać na takich liderów jak maoistyczne Chiny czy Korea Północna. Polska (PRL) przy Albanii była ostoją swobód obywatelskich. Widoczny na zdjęciu powyżej budynek nie robi szczególnego wrażenia – był to jednak jeszcze w latach 80. najwyższy biurowiec w kraju.
Przy tym samym placu jest socrealistyczny budynek Muzeum Narodowego z mozaiką przedstawiającą chłoporobotników i innych bohaterów. W Tiranie zabytków starszych niż kilkadziesiąt lat nie ma, bowiem to co jeszcze przetrwało historyczne zawieruchy zostało zrównane z ziemią. Jednym z nielicznych ocalonych jest osiemnastowieczny meczet Ethem Beja.
Zgodnie z komunistyczną doktryną oficjalną religią był dyktator, więc wszelkie świątynie były albo zamykane, albo zmieniano ich przeznaczenie, albo niszczone. Gdy na początku lat 90. wskutek przemian ustrojowych komunistyczna doktryna zaczęła odchodzić w zapomnienie, wierni zaczęli korzystać z meczetu nie zważając za brak zezwolenia władz. Dzisiaj w Tiranie gorliwie buduje się świątynie wszystkich możliwych wyznań. To po części efekt wcześniejszych ograniczeń, a po części walka o rynek ze strony kościołów.
Centralna część miasta jest częściowo wyłączona z ruchu. Można w miłej atmosferze pospacerować zbierając siły na dalsze atrakcje. A jest ich niemało, bo tuż za końcem tego deptaka otrzymujemy ulicę imienia prezydenta Stanów Zjednoczonych, Georga Busha.
Kilka kroków dalej możemy obserwować nowy budynek kościoła katolickiego, a w nim kilka ciekawych akcentów.
Kolejnym punktem spaceru była piramida w Tiranie. W trzy lata po śmierci komunistycznego dyktatora Envera Hodży w 1985, wzniesiono ten oryginalny budynek jako muzeum. Od razu okrzyknięty został mauzoleum Hodży. Po upadku komunizmu było to centrum konferencyjne, a w czasie wojny o Kosowo w 1999 wykorzystywane nawet przez siły ONZ. Obecnie budynek niszczeje i budzi podobne kontrowersje co Pałac Kultury w Warszawie.
Przemianom ustrojowym często towarzyszą niepokoje społeczne. Typowo dla bardzo młodych gospodarek kapitalistycznych pojawiają się, nomen omen, piramidy finansowe, a ludzie z niewykształconym w socjalizmie finansowym instynktem samozachowawczym (w końcu władza myśli za wszystkich) lgną do nich jak ćmy do ognia. Polskie analogiczne przykłady, choć na szczęście nie tak masowe, to Bezpieczna Kasa Oszczędności Bagsika we wczesnych latach 90., czy też już w bieżącym millenium – Amber Gold. W pewnym momencie ok. 1/3 ludności zainwestowała swoje oszczędności w tym przedsięwzięciu, które w końcu upadło, bo upaść musiało. Suweren się wnerwił i wyciągnął ręce do rządu – w końcu w socjalizmie władza zabiera, ale i daje! Nie otrzymawszy tym razem nic poza dobrym słowem, suweren natarł na najbliżej dostępne przedstawicielstwa władzy, czyli posterunki policji i jednostki wojskowe ogałacając je z broni palnej. Sytuacja zaczynała wymykać się spod kontroli. Ludność cywilna wyposażona w broń palną zaczęła robić z niej użytek, było coraz więcej wypadków przypadkowych postrzeleń. Władze zaczęły tracić kontrolę, a w kraju panował chaos. Ogłoszono więc abolicję i możliwość zwrotu broni bez konsekwencji. Po upływie wyznaczonego terminu wojsko w brutalny sposób obierało, co ich. Akcja przyniosła sukces i stabilizację, ale ile sztuk broni pozostało w prywatnych domach, a ile trafiło na czarny rynek, choćby do zszarganych wojną północnych sąsiadów, nie wiadomo.
Nieopodal piramidy znajduje się Dzwon Pokoju. Legenda głosi, iż powstał z przetopionych łusek nabojów wystrzelonych w trakcie zamieszek. Nieco dalej mieści się kolejny rządowy budynek. Co ciekawe, wejście do tej socrealistycznej budowli zdobi białe zadaszenie rozświetlone żarówkami. Jest to obiekt kpin i żartów mieszkańców Tirany i faktycznie, takie wejście bardziej pasuje do budynku kabaretu Moulin Rouge w Paryżu niż poważanych rządowych instytucji.
Po drugiej stronie ulicy są resztki zachowanych koszar. Mania prześladowcza wieloletniego dyktatora powodowała, że w Albanii powstało kilkadziesiąt tysięcy mniejszych lub większych schronów i okopów. Wszystko to w trosce o obywateli, aby zabezpieczyć ich przed kapitalistycznym potencjalnym najeźdźcą.
Powyższy skwerek nosi nazwę Checkpoint Postblok. Aby dopełnić obrazu, znalazł się tu także fragment muru berlińskiego dzielącego przez lata miasto na część wschodnią i zachodnią.
Albania nie jest krajem zamożnym. Pomimo nieustannego szybkiego rozwoju gospodarczego (głównie spowodowanego startem od zera, czyli efektem niskiej bazy) ciągle zaliczana jest do krajów rozwijających się w międzynarodowej klasyfikacji. Wiele osób jest biednych, próbują dorabiać poprzez sprzedaż używanych książek – co jest zajęciem raczej mało intratnym.
Przy jednym ze skrzyżowań stoi po dziś dzień rezydencja zmarłego w 1985 dyktatora. Na dzisiejsze standardy może nie powala luksusem, ale ma pewnie ze 40 lat, a i pewnie nie chciano przesadnie drażnić obywateli. Nota bene były prezydent Ukrainy, Wiktor Janukowycz nie miał takich dylematów budując swoje sioło ze złotymi sedesami pod Kijowem.
Typowo dla Bałkan miasto jest położone w otoczeniu gór. Wygląda to bardzo ładnie i cieszy oczy. Jest to bez wątpienia duży atut dla rozwijającej się turystyki.
Po odwiedzeniu słusznych rozmiarów świątyni protestanckiej będącej w budowie wycieczka zakończyła się. Dowiedziałem się od przewodnika kilku innych ciekawych rzeczy. Głównym kierunkiem emigracyjnym dla Albańczyków są Włochy – odległość droga morska jest stosunkowo niewielka. Polecił też odwiedzić ciekawą kawiarnię Radiokomitet obok piramidy. Okazuje się bowiem, że zdobycze cywilizacyjne, które Polakom przypadały w udziale w latach 60., tutaj były opóźnione o dobre 20 lat. I tak telewizory stały się powszechne dopiero w latach 80., a pod ich koniec dopiero zezwolono mieszkańcom na posiadanie własnych samochodów (choć i tak nie mieli ich za co kupić). Stąd też fakt, że kierowcy są z nich raczej mało doświadczeni, bo nie mieli od kogo się nauczyć.
Galeria sztuki nowoczesnej
Dalszą część zwiedzania podjąłem na własną rękę (czy też nogę). Wróciłem w okolice centralnego placu i poszedłem do galerii sztuki z pobliżu instalacji z chmurką. Nie spodziewałem się Rembrandta czy Matejki, ale nie byłem też zawiedziony. Oto co zobaczyłem:
Co najlepsze jednak, zostawiłem na koniec. Otóż po opuszczeniu budynku i zajściu od zaplecza, podziwiać można pomniki ówczesnych idoli. Ten łysy to często jeszcze spotykany w krajach byłego ZSRR Lenin, dzień jak co dzień. Jednak to tu po raz drugi w życiu zobaczyłem pomnik Stalina – ten najwyższy (pierwszy był w mieście jego urodzenia, Gori w Gruzji).
Wróciłem na plac z zamiarem wejścia do Muzeum Narodowego. Wystawa okazała mało interesująca dla mnie, najciekawszą częścią był sam budynek (takie samo wrażenie odniosłem w Ałmatach w Kazachstanie). Jest to punkt spokojnie do pominięcia w planie zwiedzania. Skoro już jednak wszedłem…
Bunk Art 2
Mierząc siły na zamiary i czas do odjazdu autobusu, udałem się na szybko do ostatniego miejsca. Był nim bunkier zbudowany w samym środku miasta. Powstawał w latach 80. i łączył kluczowe budynki na wypadek potrzeby zarządzania kryzysowego. Nigdy w pełni nieukończony ani niewykorzystany stanowi żywy pomnik marnotrawstwa w imię chorych wizji.
Czego nie zobaczyłem
Albania jest jednym z ciekawszych krajów, które zwiedziłem w swojej bałkańskiej podróży. Warto tam się wybrać na dłużej i zobaczyć jezioro w Szkodrze, przejechać się pociągiem, zwiedzić bunkry wykute w górach czy też odwiedzić nadmorskie Durres. Tanie linie powoli zaczynają zdobywać i tej teren, na chwilę obecną można tam polecieć Wizzairem przez Budapeszt.
Po dotarciu na dworzec wydałem w kawiarence resztkę leków (waluty albańskiej) a także pozbyłem się dopiero tutaj bośniackich marek.
Na dworze ściemniało się już w momencie, gdy wyjeżdżałem przez korek z miasta w kierunku Kosowa – a co zobaczyłem w tym nowym, niewielkim kraju, opiszę w kolejnej części opowieści. Dzięki za przeczytanie i zapraszam do komentowania.
Można wybrzydzać na zagospodarowanie przestrzenne w Tiranie, ale czy nam wypada? W stolicy Polski obserwujemy upadek urbanistyki: https://pl.wikipedia.org/wiki/Urbanistyka_i_architektura_Warszawy#Wsp%C3%B3%C5%82czesna_urbanistyka_Warszawy