Co można zobaczyć w szwajcarskim mieście na styku trzech europejskich państw? Zapraszam na przechadzkę po Bazylei!

Informacje praktyczne dla odwiedzających Bazyleę znajdziesz w poprzednim wpisie: Bazylea – informacje praktyczne

Wszystkie drogi prowadzą od dworca

Hotel Grand Euler w szwajcarskim stylu tuż obok dworca kolejowego

Spacer po bazylejskich ulicach rozpocząłem od okolic dworca kolejowego. Ten węzeł komunikacyjny, oznaczany jako Bahnhof SBB, to duża stacja z kilkunastoma peronami. Niektóre z nich są bezpośrednio skomunikowane z tramwajami, do innych linii trzeba wyjść na pętlę przed budynek dworca. Tramwaje stanowią trzon komunikacji miejskiej w mieście, uzupełniony przez autobusy.

Mekka cyklistów

Spacerując po okolicach dworca każdy dostrzeże setki rowerów zaparkowanych dookoła. Nie sprawiają one wrażenia chaosu, gdyż cykliści przypinają je zwykle tylko w wyznaczonych miejscach. To jednak widok spotykany także w innych krajach, jak choćby Holandii. Prawdziwa ciekawostka kryje się pod ziemią. Tuż przed wejściem na stację jest murek, który wygląda jak początek przejścia podziemnego.

Rowerowy parking podziemny przy dworcu kolejowym Bahnhof SBB

Wewnątrz jednak nie ma schodków, a płaski zjazd. Co chwila wjeżdża lub wyjeżdża tamtędy rowerzysta. Czyżby podziemny tunel? Otóż nie. Pod ziemią znajduje się parking zdolny pomieścić kilka tysięcy rowerów. Jest część strzeżona, jest też bezpłatna, niestrzeżona. Ceny za część płatną raczej przystępne, od 1 CHF za dobę. Całość jest dobrze oświetlona i oznakowana, a dla potrzebujących znalazły się serwisy, sklepy rowerowe i kąciki samodzielnej, szybkiej naprawy. No, tak to można jeździć!

Pomiędzy małym i dużym miastem

Bazyleę przecina rzeka Ren, płynąca przez kilka krajów. Ten naturalny szlak żeglowny jest czynnikiem miastotwórczym, a także naturalnie dzieli miasto. Historycznie lewobrzeżna część nazywana jest Dużym Miastem (Grossstadt), a przeciwna – Małym (Kleinstadt). Po nabyciu posiłku w sklepie Coop (mają spory wybór kanapek, sałatek i innych dóbr), przekroczyłem po praz pierwszy rzekę Mostem Środkowym (Mittebrucke) i zasiałem na wybrzeżu celem konsumpcji. Dookoła było sporo ludzi oddających się podobnym rozrywkom. Pewien nie jestem, ale w Szwajcarii najwyraźniej można spożywać alkohol w miejscach publicznych – a przynajmniej w okolicach rzeki – gdyż winami z nadreńskich winnic tudzież piwami raczono się powszechnie.

Widok na lewy brzeg Renu w pobliżu kamiennego mostu

Ren płynący przez Bazyleę jest wyjątkowo czysty. Siedząc na nabrzeżu można spokojnie dostrzec dno. Rzeka jest żeglowna, co jakiś czas można zaobserwować długą barkę płynącą w jedną lub drugą stronę. Gdy dni są cieplejsze, mieszkańcy oddają się nietypowej rozrywce – spływają rzeką wpław. Każda amatorka i każdy amator wodnych wrażeń przychodzi nad rzekę wyposażony w foliowy worek. Następnie umieszcza w nim swoje ubranie i szczelnie zamyka. Postały pakunek oprócz tego że chroni ubranie, służy także jako pomoc w pływaniu. Następnie amator wchodzi z workiem do rzeki i płynie z nim wpław na północ, z prądem. Po dwóch-trzech kilometrach miasto się kończy, więc pływacy wychodzą z wody i zakładają suche ubranie z worka.

Małe Miasto (Kleinstadt)

Po posileniu się nad rzeką postanowiłem przewrotnie zacząć zwiedzanie od mniejszej, zachodniej części. Miasto posiada zwartą, jednolitą zabudowę. Ulice są czyste, witryny estetyczne. Tory tramwajowe nie wdzierają się zbyt mocno w otoczenie, można je przeciąć pieszo w dowolnym momencie. Idąc wzdłuż linii tramwajowej oddalającej się od rzeki dotarłem do placu przed rzymskokatolickim kościołem pod wezwaniem św. Klary.

Stacja pogodowa

Tuż obok uwagę moją przykuł niewielki, zielony słupek z witrynami. Okazało się, że to stacja pogodowa (Wetterhaus) z XIX wieku. Cóż, Szwajcaria słynie z wysokiej jakości wyrobów mechaniki precyzyjnej. W czterech witrynach znajdziemy kolejno termometr wyskalowany w stopniach Celsjusza, barometr, higrometr oraz kolejny termometr, ale wyskalowany dodatkowo w skali Fahrenheita i Romera. O ile stopnie Fahrenheita nadal obowiązują choćby w Stanach Zjednoczonych, to skala Romera miała powszechne zastosowanie w dawnej Francji, ale tam też już wyszła z użycia.

Ciekawa elewacja, a na poziomie parteru jeżdżą tramwaje

Oddalając się dalej od rzeki, po kilkuset metrach dotarłem do budynku o bardzo oryginalnym kształcie. Jest to centrum wystawiennicze Baselworld, a obejrzeć tam można biżuterię i zegarki. Elewacja budynku to srebrzysta, ponacinana blacha sprawiająca z daleka wrażenie rybich łusek, o kształcie toroidalnym (jak butla LPG w kole zapasowym albo koło ratunkowe), jest wyniesiona na kilka metrów w górę. Pod spodem przejeżdżają niespiesznie tramwaje i spacerują ludzie. W środku toroidu znajduje się otwór -podświetlone oko na niebiosa. Wygląda to na tyle intrygująco, że w celu złapania lepszego ujęcia położyłem się na marmurowej posadzce.

Oko Saurona

Tuż za okiem znajduje się duży plac, i dalsza część wystawy. Niestety, przybyłem zbyt późno aby wejść od środka, jednak to co z zewnątrz było także interesujące. Wielki, kilkunastometrowy zegar nad wejściem cierpliwie odmierza czas. Obok pnie się w górę budynek biurowo-hotelowy. Ma z pewnością ponad 100 metrów wysokości i jest jednym z najwyższych w kraju. Drapacze chmur najwyraźniej nie są w szwajcarskim stylu.

Zeit ist Geld

Pora stawała się już zaawansowana, a światło dzienne na wykończeniu. Wsiadłem więc w pierwszy tramwaj jaki nadjechał, aby zobaczyć, czy przywiezie mnie z powrotem do Dużego Miasta. Miałem szczęście, udało mi się dostać z powrotem do zachodniej części miasta.

Lewobrzeżny Ren, a w oddali fabryka jednego z koncernów farmakologicznych

Duże Miasto (Grossstadt)

Tramwaj dowiózł mnie aż do Marktplatz. Prostokątny plac, ściśle zabudowany kilkupiętrowymi kamienicami to także siedziba ratusza miejskiego (Rathaus). Budynek jest charakterystyczny, nie do pomylenia z innymi. Jego ściany z czerwonej cegły są bogato zdobione wielokolorowymi symbolami, a strzelista wieża przypomina nieco tę kościelną. Warto zobaczyć także dziedziniec.

Ratusz w Bazylei

Tymczasem cofnąłem się kawałek aż do mostu, aby podziwiać rzekę nocą. Ta część miasta jest niewątpliwie zamożniejsza, widać to choćby po witrynach sklepów luksusowych marek. Oprócz zegarków czy torebek za 3500 CHF, znalazłem także wystawę scyzoryków Victorinox. W końcu Swiss Army Knife to także szwajcarski produkt. Wystawiono ich kilkadziesiąt, w różnych wersjach, cenach i rozmiarach.

Scyzoryk scyzoryk tak na mnie wołają
Szwajcaria słynie także z wykwintnych słodyczy. Oto witryna jednej z wielu cukierni.

Tuż przed wjazdem na most znajduje się prawdziwa ciekawostka, łatwa do przeoczenia. Otóż w dawnych czasach, przeciwna, mniejsza strona miasta była niemiecka. Wprawdzie kraje te raczej zawsze potrafiły znaleźć wspólny język, nie sposób jednak uniknąć czasem sąsiedzkich złośliwości. I oto po dziś dzień przetrwała niewielka płaskorzeźba brodatego oblicza króla Szwajcarii spoglądająca na drugą stronę rzeki. Król jest na tyle zdegustowany, że nawet dzisiaj, gdy obie części miasta są już szwajcarskie, pokazuje co kilka sekund język i przewraca znacząco oczami. Serio serio, zobacz na filmie 🙂

Oto jak król odgraża się germańskim oprawcom
Jedna ze średniowiecznych kamienic

Pożegnałem się z królem pokazując język w tym samym kierunku co on i wyruszyłem w dalszą drogę. Wąska ścieżka prowadzi na południe i biegnie stromo w górę. Mijając wiele starych budynków, w tym jedną z siedzib Uniwersytetu w Bazylei, dotarłem do Münsterplatz. Jego główną budowlą jest bazylejska katedra (Basler Münster). Jej budowę rozpoczęto dokładnie tysiąc lat temu (w stylu romańskim), ukończono zaś po czterech wiekach (już w stylu gotyckim). W jej katakumbach spoczywa filozof, Erazm z Rotterdamu – patron popularnego europejskiego programu wymiany studenckiej (nawiasem mówiąc wspaniała inicjatywa). Katedra zamyka swoje podwoje stosunkowo wcześnie, więc nie miałem okazji zwiedzić wnętrza. Można jednak obejść budynek dookoła i podziwiać piękną panoramę miasta i Renu, tym razem z wysokości kilkudziesięciu metrów.

Front katedry bazylejskiej. Na prawej wieży, ponad klasycznym zegarem, widać słoneczny.
Nocny widok na Ren, zza katedry

W Bazylei spotkamy wiele mniejszych i większych fontann miejskich. Zasilane są czystą wodą z rzeki, a zdobią je oryginalne rzeźby. Powtarzającym się motywem są smoki w rożnych rozmiarach i pozach. Najwyraźniej odstraszają też bakterie, bo woda jest na tyle czysta, że mieszkańcy co i rusz podchodzą by jej zaczerpnąć i ugasić pragnienie.

Muzeum Zabawek. Niektóre są do kupienia w dość wygórowanych cenach (CHF).

Tramwajem przez granicę

Przekraczałem już granice na wiele sposobów, ale nigdy tramwajem. W Bazylei jest taka możliwość – możemy wybrać się na wycieczkę tramwajową do Niemiec (Weil am Rhein), a także do Francji (Saint Louis). W połączeniu z Basel Card to najlepsza forma przemieszczania się po mieście. Tramwaje są starszego i nowszego typu. Poruszają się raczej powoli, ale i miasto nie należy do największych. Co rzuca się w oczy, to ich wyjątkowa długość. To jakby skład w Polsce składał się z trzech wagonów.

Jak zdobyć kartę Basel Card: Bazylea – informacje praktyczne

Odwiedziny u sąsiadów

Następnego dnia postanowiłem odwiedzić sąsiadów: francuskie Saint Louis i niemieckie Weil am Rhein. Te niewielkie miasteczka przylegają do i leżą w cieniu szwajcarskiej Bazylei.

Przejście graniczne pomiędzy Szwajcarią a Francją

Tramwajem linii 3 udałem się do przystanku, St Louis Grenze. Pętla znajduje się kilkadziesiąt metrów od budynku przejścia granicznego. Nie dostrzeżemy tu żadnych zasieków ani płotów, ot po prostu budynek przypominający pawilon stacji benzynowej na środku ulicy i tablica z napisem Francja. Na uboczu także zwyczajowy wykaz dopuszczalnych prędkości na drogach i to wszystko, już jestem na terytorium Francji. Miasteczko wygląda nieco sennie. Przybywających z tej strony wita osiedle domków jednorodzinnych. Napisy jednak są już po francusku, a ceny w sklepach w euro, nie zaś we frankach szwajcarskich.

Pro tip: aby korzystać bez przeszkód z aplikacji Maps.Me, proponuję zawczasu ściągnąć nie tylko Bazyleę, ale także ten właśnie zakątek Francji i Niemiec. Najwygodniej, mając dostęp do WiFi, spróbować zbliżyć mapę po każdej z trzech stron granicy i pobrać proponowany fragment.

Chodnik kończy się po kilkuset metrach niewielkim parkiem. W tym miejscu docieramy do szerokiego, pieszo-rowerowego mostu Trzech Państw (Dreilanderbrucke). Powstała w 2004 roku ażurowa konstrukcja strunowa stanowi dosłownie i w przenośni most pomiędzy narodami.

Na lewo most, na prawo park, a środkiem Ren płynie

Nie dotarłem do centrum miasta, ale i nie miałem takiego zamiaru. Po krótkim błądzeniu po osiedlowych uliczkach minąłem spory salon samochodowy (jak mniemam, na potrzeby części szwajcarskiej) i dotarłem do niewielkiej promenady nad Renem w trakcie przebudowy. W momencie gdy tamtędy szedłem, najciekawiej wyglądało to, co po drugiej stronie rzeki, czyli dwa sąsiadujące kraje.

Francuska odnoga Renu. Niewielka tama wodna, a za nią tor kajakarski.

Opuściłem Saint Loius i wkroczyłem na kładkę. Po stu metrach dotarłem na drugą stronę, gdzie przywitała mnie tabliczka Weil am Rhein (Weil nad Renem). Pomimo, że niemiecki skrawek na pieszym szlaku jest mniejszy, wygląda jakby działo się tam o wiele więcej. Typowo dla przygranicznych miejscowości, znajdziemy tu duże centrum handlowe i supermarket. Ceny są tu zauważalnie niższe niż w Szwajcarii. Podobnie jak poprzedniego dnia, nabyłem przekąski, które skonsumowałem kontemplując widok z parku na Dreilanderbrucke.

Pojemniczek Trzech Owoców, w tle most Trzech Państw

Do Weil am Rhein wjeżdżają tramwaje z Bazylei. To jest właśnie ta unikalna możliwość przekroczenia granicy w tak nietypowy sposób. Tuż za centrum handlowym znajduje się budynek przejścia granicznego. Podchodzą do niego Szwajcarzy z paragonami, jak sądzę, w celu oclenia, następnie idą na przystanek. Tramwaj linii 8 po chwili nadjeżdża, zabiera pasażerów zmierza do Szwajcarii.

Przejście graniczne pomiędzy Niemcami a Szwajcarią

Pro tip: wizyta w okolicach Francji czy Niemiec to dobra okazja na skorzystanie z unijnego, taniego internetu i połączeń telefonicznych. Pamiętaj jednak, aby go później wyłączyć, a także wskazywać sieć ręcznie, a nie automatycznie. W przeciwnym razie telefon może nam zrobić psikusa finansowego.

Jak wspomniałem w poprzednim wpisie, w Szwajcarii obowiązują trzy języki: niemiecki, włoski i francuski. W Bazylei jednak dominuje ten pierwszy i związki sąsiedzkie z Niemcami właśnie wydają się najsilniejsze, przynajmniej z punktu widzenia mojej przechadzki po tych trzech krajach. Granica trzech państw nie jest niczym szczególnym – zazwyczaj punkt ten wypada gdzieś na odludziu i poza obejściem słupka dookoła niewiele więcej zobaczmy. Tutaj jest zgoła inaczej – rubieże przecinają jedną tkankę miejską na trzy nierówne części – nie przypominam sobie drugiego takiego punktu na mapie. Napisz w komentarzu, jeśli taki znasz.

Koniec podróży

Powyższym akcentem wyczerpałem swój czas w tym ciekawym mieście. Następnego poranka poszedłem pieszo na dworzec, skąd pomimo soboty z zadziwiająco wysoką częstotliwością kursowały autobusy linii 50 na lotnisko. Podróż przebiega szybko, bo po odjeździe z dworca kolejowego autobus nie zatrzymuje się po drodze i jedzie eksterytorialną drogą po terytorium Francji, bezpośrednio na lotnisko. Przejazd tą linią jest wliczony w cenę karty Basel Card.

Dzięki za przeczytanie i Auf Wiedersehen / Au Revoir / Ciao!

Działo się 5-7 września 2019