Na początek film
Działo się 18 stycznia 2019
Późnym porankiem udało mi się przedostać z obozu na Wadi Rum to miejsca w którym został samochód. Koleżanki miały więcej czasu, więc zostały na pustyni jeszcze jeden dzień. Wsiadłem do samochodu około południa i zacząłem się zastanawiać, jak spożytkować dzień. Wieczorem musiałem się stawić na lotnisku w Ammanie, 320 km na północ.
Odwiedziny w Akabie
Uznałem, że dam radę odwiedzić jeszcze Akabę. Wydawało się, że to w miarę niedaleko, może 70 km. O ile z odległością trudno dyskutować, to z kilkuset metrów nad poziomem morza na których leży Wadi Rum, znalazłem się na poziomie zerowym pokonując dużą liczbę serpentyn i przejeżdżając dwa punkty kontrolne. Funkcjonariusze patrząc na mnie od razu machali abym jechał dalej, jednak miejscowe samochody były dość często kontrolowane.
Akaba (Aqaba) jest to miasto na samym południu Jordanii, siostrzanego izraelskiego Ejlatu. Jordańskie wybrzeże ciągnie się przez ok 25 km i jest to ich jedyny dostęp do Morza Czerwonego i morza w ogóle. Korzystają z niego więc intensywnie, obok kurortu można zauważyć duże instalacje portowe a także place przeładunkowe.
Miasto oprócz swojej strategicznej funkcji pełni także rolę kurortu – to tu Jordańczycy mają możliwość wypoczynku nad Morzem Czerwonym bez opuszczania kraju. Można też odwiedzić tutejsze oceanarium.
Plaża w Akabie jest ładna, z palmami, ale nie tak rozbudowana jak w Ejlacie. Można popłynąć na rejs łodzią z przezroczystym dnem i podziwiać rafy koralowe, można też się po prostu poopalać. Jedno jest pewne, jest to tańsza alternatywa dla Ejlatu, aczkolwiek przy lądowym przekraczaniu granicy Izraelskiej płaci się podatek wyjazdowy w wysokości ok. 100 ILS (100 PLN), więc trzeba to wziąć pod uwagę, lub kupić lot bezpośrednio do Akaby.
Dowiedz się więcej o Ejlacie z wpisu: Izrael / Ejlat – długi weekend nad dwoma morzami.
Pro tip: szukając noclegów na miejscu, zarówno w Akabie jak i Jordanii, trzeba wziąć pod uwagę granicę, czyli aby zarezerwować hotel po prawidłowej jej stronie, we właściwym kraju. Miasta leżą obok siebie tak blisko, że niektóre strony rezerwacyjne nie dostrzegają ten cienkiej czerwonej linii.
To jest w ogóle ciekawe miejsce na mapie świata. Granica Aftyki i bliskiego wschodu (czyli Azji), w promieniu 10 km od miejsca w którym stałem znajdują się terytoria czterech krajów: Jordanii, Izraela, Egiptu i Arabii Saudyjskiej. Kraje te łączy dość trudne sąsiedztwo, ale póki co koegzystują w pokoju. Dla obywatela Polski wjazd do Arabii Saudyjskiej bez wizy nie jest możliwy, ale pomyślałem chociaż, że dojadę do przejścia granicznego, aby złapać sieć komórkową i dostać SMSa „Play wita w Arabii Saudyjskiej”. Liczyłem na jakieś ciekawe widoki, w sumie to sam nie wiem na jakie. Niestety niczego ciekawego na przejściu nie było, właściwie to nic nie było widać. Oczekujących tez nie było, samochody odprawiano na bieżąco. Jeśli wiec chciałbyś zobaczyć jak wygląda granica z Arabią Saudyjską – nie kłopocz się – zrobiłem to za Ciebie.
Port w Akabie to jedyne okno na świat dla Jordanii. Tędy przybywają rożne towary, ale także nowe samochody – widziałem place wypełnione nimi po brzegi. Naturalnie jednym z głównych towarów importowych jest ropa naftowa, ale tą myślę że bez problemu kupują za miedzą.
Powrót do Ammanu
Wyjeżdżając z miasta można dostrzec lotnisko położone wzdłuż granicy, o kodzie AQB. Niedawno po izraelskiej stronie powstał równoległy port lotniczy Ejlat Ramon (ETM), który zastąpił to w Ejlacie (ETH) i wojskowe w Owdzie (VDA). Były plany na zbudowanie wspólnego, dużego portu, z dwoma wyjściami – na stronę jordańską i izraelską. Niestety nie wypaliły, mimo że takie rozwiązania funkcjonują już z powodzeniem na świecie, jak choćby Europort w Bazylei, na granicy Szwajcarii, Niemiec i Francji.
Teraz czekała mnie długa droga na południe, główną drogą krajową z Akaby do Ammanu. Ludzie mówili o śniegu i innych utrudnieniach, ale to chyba plotka po burzy piaskowej sprzed kilku dni. Temperatura owszem spadała z ponad 20 na południu do zaledwie kilku na północy (jak na środek stycznia to nadal jest w porządku), ale nie było żadnych utrudnień. Nie wiedziałem czego się spodziewać, jaka będzie szybkość podróżowania i jakość drogi. Okazało się, że jest przyzwoicie, choć bez rewelacji. Droga na wielu odcinkach jest dwupasmowa i pozwala na rozwijanie rozsądnych prędkości, jednak ciągłe remonty i przejeżdżanie przez miasta sprawie, że podróż się dłuży.
Pro tip: jeśli otrzymasz samochód amerykańskiej konstrukcji, śmiało lej na stacji tańsze paliwo PB90. Jest o 1 zł tańsze na litrze, co jest niebagatelną różnicą. Silnikowi żadna krzywda się nie stanie, gdyż jest przewidziany do takich liczb oktanowych. Myślę zresztą, że każdy inny benzynowy samochód też spokojnie na takim paliwie pojedzie (te które nie pojadą raczej nie są dostępne w budżetowych wypożyczalniach) ale nie miałem okazji przetestować.
Na lotnisko dojechałem na czas. Obawiałem się wieczornego szczytu komunikacyjnego w Ammanie, ale że jest on położony na północ od lotniska, a ja nadjechałem od południa, nie napotkałem żadnych trudności. Zwrot auta przebiegł bezproblemowo, a dodatkowo zostałem wysłany do biura celem natychmiastowego zdjęcia blokady depozytu z karty kredytowej – to zdecydowanie na plus.
Wylot do Polski
Jordańskie dinary nie są zbyt popularną walutą na świecie, więc pozostałe resztki wymieniłem w kantorze lotniskowym na dolary amerykańskie – kurs nie był o dziwo taki najgorszy. Następnie powędrowałem w kierunku kontroli bezpieczeństwa i już bez większych przygód odleciałem samolotem linii Ryanair do Modlina. Wisienką na torcie była panorama Ammanu z okna samolotu (jest na filmie).
Lot trwał nieco dłużej niż mógłby, jednak samoloty omijają Syrię. Trasa wiedzie więc przez Izrael (cały czas trzeba mieć zapięte pasy), następnie nad Morzem Śródziemnym samolot odbija na północ, przelatuje ponad Istambułem i dalej do Polski rutynową trasą.
To koniec cyklu wpisów o Jordanii. Dziękuję za przeczytanie, mam nadzieję, że się podobało i zapraszam do kolejnych przygód już wkrótce 🙂
2 komentarze do “Jordania / Akaba – cztery państwa na rzut beretem”