Działo się 5-6 stycznia 2019
Niespodziewanie pojawiająca się niewielka luka w grafiku nie może być pozostawiona ot tak sama sobie. Planując sposoby na jej zapełnienie brałem pod uwagę lokalizacje południowe. Początek roku jest idealnym czasem na takie podróże z dwóch zasadniczych powodów: jest mało ludzi i jest tanio.
To moja trzecia wyprawa do Izraela. Odkąd tamtejsze ministerstwo turystyki wespół z hotelarzami zaczęło dofinansowywać loty z Polski i niektórych innych krajów europejskich, można z powodzeniem wyrwać bilet poniżej 100 zł w jedną stronę. I tak w grudniu 2017 udało mi się już polecieć z Lublina do Tel Awiwu (i to LOTem!) w kwocie poniżej 100 zł, bylem też niewiele później na weekend w Ejlacie. To były ciekawe wyprawy, których jeszcze nie opisałem, a ich zagęszczenie spowodowane było niektórymi moimi planami podróżniczymi na 2018, które gryzły się z późniejszym wyjazdem do Izraela.
Po zrealizowaniu wspomnianych planów, postanowiłem zaryzykować starcie z biurokracją izraelską i korzystając z tanich biletów wyskoczyć na chwilę nad morza Czerwone i Martwe.
W taki sposób powstała następująca, niezbyt skomplikowana marszruta:
- Warszawa – Ejlat (Ovda) WAW – VDA (05.01.2019)
- Tel Awiw – Warszawa TLV – WAW (08.01.2019)
Jak łatwo zauważyć, powrót jest z innego miejsca, co zakłada podróżowanie po kraju. I tak, plan pierwotny zakładał spędzenie dnia w Ejlacie celem naładowania akumulatorów słońcem, a potem podróż nad Morze Martwe i na koniec do Hajfy. W czasie tej wyprawy nie zwiedzałem ważnych dużych miast, stolic, ani miejsc religijnych. Tel Awiw, Jerozolima czy Betlejem, niewątpliwie warte zobaczenia, odwiedziłem już wcześniej. Z pewnością i o tym będę pisał na blogu, ale nie w tej opowieści.
Pro tip: walutą obowiązującą w Izraelu jest nowy szekel – NIS. Izrael, wraz z Rumunią i Zjednoczonymi Emiratami Arabskimi należy do elitarnego grona krajów, których kurs waluty jest maksymalnie zbliżony do Polskiego Złotego, co zdecydowanie ułatwia kalkulacje. Na dzień 20.03.2019 1 NIS = 1,05 PLN. Nie ma potrzeby przywożenia euro ani dolarów, chyba, że wybieramy się poza Izrael lub do Palestyny – gdzie każda waluta jest mile widziana.
Przelot do Ejlatu
Loty odbywały się o bardzo dogodnych porach, umożliwiając optymalne wykorzystanie dnia. Wylot o 6:20 rano z Warszawy, a powrót po 23:00, także do Warszawy na Okęcie. Niewyspani i spakowani w plecaczki stawiliśmy się tuż przed odlotem samolotu przy bramkach. W skład wyprawy wchodziłem ja i kolega Marek, towarzysz tej i kilku innych podróży, znany mi od ponad 20 lat. Samolot wypełniony był może w 70%, więc miałem szczęście mieć wolny fotel tuż obok siebie i przyciąć komara, a także skonsumować w spokoju gumową kanapkę nabytą na pokładzie (co po czasie okazało się bardzo dobrym posunięciem).
Protip: wylatując poza strefę Schengen (a Izrael jest taką właśnie destynacją), jesteśmy uprawnieni do korzystnych cenowo zakupów w sklepach wolnocłowych. Szczególnie polecam sklep Keraniss na poziomie -1, za kontrolą paszportową, przy wejściu do saloniku VIP i palarni. Dlaczego? Niechaj zdjęcie najlepiej odpowie na to pytanie.
Airbus A321 węgierskiej linii lotniczej (jest tylko jedna, więc wiadomo, że chodzi o Wizzair) wystartował z półgodzinnym opóźnieniem. Częściowo z powodu późniejszego boardingu, a częściowo przez kolejkę do odladzania. Pomimo to doleciał w miarę na czas, ot linie lotnicze celem minimalizacji opóźnień sztucznie wydłużają rozkładowy czas lotu antycypując takie sytuacje.
Izrael z lotu ptaka
Państwo do którego się właśnie wybierałem nie należy do największych, ani najspokojniejszych. Nie będę teraz wnikał w przyczyny, ale nad całym jego terytorium przepisy nakazują lot w zapiętych pasach, a piloci dostosowują się włączając stosowną sygnalizację w kabinie. Ze względu na wielkość kraju nie jest to wielka niedogodność, bo przelot trwa nie więcej niż 40 minut (z czego w normalnych warunkach przez połowę czasu i tak mielibyśmy te pasy zapięte).
Protip: lecąc do Ejlatu zdecydowanie warto zająć miejsce przy oknie, a najlepiej po lewej stronie, w rzędzie A – będą najciekawsze widoki. Ile razy leciałem, tyle razy była bezchmurna pogoda pozwalająca na obserwacje.
Samoloty z Polski wlatują na terytorium Izraela od strony Morza Śródziemnego – prostopadle przecinają linię brzegową. Po minięciu Tel Awiwu jego południową stroną, te w stronę Ejlatu odbijają na południe.
Samolot leci wzdłuż zachodniego wybrzeża Morza Martwego, początkowo nad terytorium Autonomii Palestyńskiej, potem nad Izraelem. Północna część morza jest ukształtowana przez naturę, podczas gdy południowa została uregulowana, podzielona na baseny i stanowi źródło bogactw naturalnych dla przemysłu Izraela i Jordanii.
Ejlat posiada dwa, a wkrótce trzy lotniska. Jedno o kodzie ETH położone w samym środku miasta, obsługuje tylko loty krajowe. Jeśli ktoś chce szybko przedostać się z/do Tel Awiwu, to można kupić bilet z niewielkim wyprzedzeniem za ok 200 zł.
Port wykorzystywany przez tanie linie, jak Ryanair czy Wizzair, to lotnisko wojskowe z przybudówką dla low costów, Eilat Ovda Red Sea z kodem VDA. Oddalone kilkadziesiąt kilometrów od miasta nie posiada praktycznie żadnych udogodnień (m.in. brak wypożyczalni samochodów). Terminal wielkości przeciętnego sklepu Biedronka mieści cały tor przeszkód dla pasażerów (rozbudowane kontrole) i właściwie nic więcej. Mało tego, po opuszczeniu budynku nie można wejść z powrotem.
Protip: jak dostać się z Owdy do Ejlatu?
– najlepiej autobusem 282 firmy Egged (zielone autobusy z czarnym iksem). Bilet kosztuje 21,50 NIS. Można kupić przez internet, w automacie na lotnisku (płatność kartą) lub u kierowcy (tylko gotówka, szekle). Bywają zatłoczone, więc w sezonie warto rozważyć wcześniejszą rezerwację. Autobus zatrzymuje się w Ejlacie na dworcu autobusowym, potem jedzie do przejścia granicznego z Egiptem w Tabie.
szczegóły: http://www.egged.co.il/Article-4917-Transfer-Ovda-Eilat.aspx
– konkurencyjna firma Eilat Shuttle: https://eilatshuttle.com/ (nie korzystałem)
– taksówką – wcale nie będzie dużo szybciej, ale czasami nie ma wyjścia, no i przynajmniej podwiezie pod hotel. Cena ok. 275 NIS, ale warto dogadać się z innymi chętnymi, aby podzielić koszt. Mnie proponowano taką usługę za 10 EUR.
– wypożyczalnie samochodów – niestety nie funkcjonują na tym lotnisku
– last but not least – niedługo po mojej wycieczce do Izraela, poznałem w Jordanii dwie przemiłe i trochę szalone dziewczyny, które do Ejlatu dostały się autostopem – jeśli to czytają, to pozdrawiam 🙂
Całość ma jednak charakter tymczasowy. W odległości 18 km od Ejlatu powstaje nowoczesne, większe lotnisko Ramon (ETM), które otwarte będzie zupełnie niebawem i zastąpi oba dziś istniejące. Będzie także zapasowym portem dla Tel Awiwu. Dla pasażerów takich jak ja oznacza to krótszy i wygodniejszy dojazd do miasta, dla mieszkańców likwidacja pasa startowego dzielącego miasto na pół i odzyskanie cennego terenu pod inwestycje. Mogła to być więc jedna z niewielu ostatnich okazji na skorzystanie z lotniska w Ovdzie.
Aktualizacja: z końcem marca 2019 operacje lotnicze mają zostać przeniesione z Owdy to Ramon.
Wjazd do Izraela z pieczątką z Iranu
tl;dr – tak, da się.
Spodziewając się wydłużonego czasu kontroli wyszedłem z samolotu jako jeden z pierwszych. Marek jednak miał miejsce z przodu i znalazł się w kolejce szybciej, przez co przeskoczyłem kolejnych oczekujących, mając w tym swój plan. Do kontroli podeszliśmy wspólnie. Marek otrzymał kilka standardowych pytań i po chwili niebieską karteczkę, ekwiwalent stempla w paszporcie. Ze mną szło początkowo podobnie, niestety wzrok funkcjonariuszki zatrzymał się na lewo widocznej pieczątce z Iranu. Trzeba wiedzieć, że kraje te nienawidzą się do tego stopnia, że cierpią na tym także osoby trzecie odwiedzające tenże. O przekraczaniu granicy jednego kraju z pieczątką drugiego w paszporcie napisano już wiele w internecie, więc postaram się nie rozwlekać. Ogólnie rzecz ujmując, Izrael nie żyje w zgodzie z państwami arabskimi, i vice versa.
Odwiedzając kraj po raz pierwszy i drugi, wraże pieczątki które miałem pochodziły z Kirgistanu, Kazachstanu i Azerbejdżanu. To jednak kraje odległe i niezagrażające Izraelowi, więc przy wylocie otrzymałem kilka zdawkowych pytań i w 5 minut przeszedłem kontrolę. Zgoła inaczej sytuacja przedstawiała się tym razem. Przez ostatni rok 2018 odwiedziłem Egipt, Zjednoczone Emiraty Arabskie… no i Iran. To drastycznie zmienia postać rzeczy. Pani skonsultowała się z kolegą obok. Zapytali, czy przybyłem z Iranu do Izraela przez Turcję. Dość osobliwe pytanie biorąc pod uwagę, że przyleciałem bezpośrednim samolotem z Polski. Zostałem poproszony o poczekanie na boku w poczekalni, a paszport powędrował do sprawdzenia.
Jeśli szukasz krótkiej odpowiedzi na pytanie, czy możliwe jest odwiedzenie Izraela po wizycie w Iranie – brzmi ona: TAK. Przygotuj się jednak na spędzenie dodatkowej godziny do kilku godzin na lotnisku i uprzedź zawczasu towarzyszy podróży, aby mogli pojechać do hotelu czy gdzie tam bądź. Mozę to potrwać bardzo krótko, może też bardzo długo, słyszy się o oczekiwaniu nawet 7-godzinnym, zależy to czy pora przylotu jest w ciągu dnia czy nie i czy wielu innych oczekuje na przesłuchanie i sprawdzenie.
W poczekalni siedziało już kilka osób. Węgier z krewnymi w Palestynie, potem dołączył kolejny Polak z Krajowa z wstemplowaną wizą irańską, a po przylocie samolotu z Rosji kolejnych kilka osób. Po około godzinie poproszono mnie do pokoju zwierzeń. Młoda funkcjonariuszka przedstawiła się z imienia i zaczęła zadawać pytania. Oprócz standardowych typu: cel wizyty, plan wizyty, na jak długo, pojawiały się inne, mniej lub bardziej oryginalne: co robię na codzień, z kim przyjechałem, co robiłem poprzednio w Izraelu, co robiłem w krajach arabskich, czy kogoś znam, gdzie nocowałem, jakiego wyznania jestem, jakie znam języki, gdzie się ich nauczyłem, czy jestem żonaty i z kim mieszkam. Imię ojca, dziadka, numer telefonu, adres email (najlepiej dwa). Sprawdzanie zawartości telefonu (czy nie ma kontaktów z numerami rozpoczynającymi się na +98 lub 098 – irańskie, a następnie wypytywanie, kim oni są). Nie była przesadnie napastliwa, ale stanowcza. Przesłuchanie było jednak kulturalne. Trwało może z 20 minut. Informacje, które podawałem zapisywała w komputerze. Podziękowano mi i nakazano dalsze oczekiwanie w przedpokoju.
Po jakimś czasie otrzymałem paszport wraz z karteczką i mogłem opuścić lotnisko. Całość zajęła bite trzy godziny. Marek oczekiwał dzielnie przed terminalem, ale był uprzedzony przeze mnie, że to się może stać. Na szczęście autobus 282 do Ejlatu czekał na podjęcie pasażerów z kolejnego lotu, więc załapaliśmy się.
Czeka mnie jeszcze kontrola wyjazdowa – ponoć gorsza, tym bardziej, że ograniczać mnie będzie czas odlatującego samolotu. Zamierzam więc stawić się na lotnisku z trzygodzinnym wyprzedzeniem i zobaczyć jak się sytuacja rozwinie.
Z lotniska na plażę
Po szczęśliwym opuszczeniu terminala znaleźliśmy się w autobusie 282 jadącego do Ejlatu. Przylot był w sobotę, a to czas szabatu, kiedy mieszkańcy Izraela świętują w taki sposób, że wszystko jest zamknięte, włącznie z transportem miejskim. Nasze polskie niedziele wyklęte przy tym to pikuś! Szczęśliwie autobus lotniskowy wyłączony jest z tego przywileju.
Trasa z lotniska w Owdzie do Ejlatu wiedzie wzdłuż granicy z Egiptem. Po prawej stronie można dostrzec graniczne ogrodzenia i zasieki. Krajobraz jest pustynny, dookoła nic tylko pagórki i kamienie, wszystko zlewa się w żółty kolor. Droga wije się zygzakami. Pod koniec staje się pagórkowata, a autobus rozpoczyna ostry i kręty zjazd w dół. Warto wytężać wzrok, gdyż zza kolejnego zakrętu wyłoni się panorama na cały Ejlat i Jordanię w tle. Wygląda to bardzo ładnie, warto zrobić zdjęcie.
Droga przebiega koło kilku posterunków wojskowych, na terenie których widać pojazdy militarne amerykańskiej produkcji. Następnie autobus dojeżdża do pierwszego ronda i rozpoczyna przejazd po ulicach Ejlatu, aby po kilku minutach wjechać na teren dworca autobusowego.
Dworzec nie znajduje się w centrum miasta. Do tego należy podążać w zgodzie z grawitacją, kierunek nietrudno odnaleźć. Na terenie dworca można już złapać internet WiFi. Miejska sieć bezprzewodowa Eilat Free WiFi dostępna jest w wielu punktach miasta. Można spokojnie obyć się bez kupowania miejscowej karty SIM, pamiętając rzecz jasna o wyłączeniu komórkowej transmisji danych jeszcze w Polsce.
Mając za plecami bramę wjazdową na dworzec proponuję skręcić w lewo i dojść do ronda. Przy rondzie idąc w prawo dojdziemy do znajdującego się bardzo niedaleko hostelu Corinne. Jest to najtańsza miejscówka w mieście, ale dość podła. Dla jednej osoby jest to jakaś możliwość na przekimanie, dla większych grup proponuję poszukać hotelu lub skorzystać z Airbnb. Skręcając na rondzie w lewo, w dół, dojdziemy do miejskiego lotniska, a zaraz potem do centrum miasta. Po ok. 100 metrach po prawej stronie będzie też bank, a w nim bankomat wypłacający gotówkę bez prowizji (ten na dworcu nie bardzo lubi moje karty, a jak już przyjął, to zażądał 12 NIS prowizji).
Na końcu drogi docieramy do małego terminalu miejskiego lotniska. Chyba jeszcze mniejszy od tego w Owdzie. Skręcamy w prawo i mijamy końcówkę pasa startowego. Obserwowanie bardzo nisko podchodzących do lądowania samolotów izraelskich linii to nielada gratka dla koneserów. W oddali pokazuje nam się plaża i promenada, a na drodze duży budynek centrum handlowego z wieloma znajomo wyglądającymi markami. Plaża wypełniona jest knajpkami, a w drugiej linii zabudowy – hotelami. Jest też jednak fragment publiczny, a i z tych przynależnych do lokali nikt nie wygania, choć w dobrym tonie jest jednak zamówić tą symboliczną herbatę bez cukru. Wybrzeże nie jest przesadnie długie cała linia brzegowa należąca do Izraela ma 7 km, dlatego zagospodarowano każdy metr. Na plaży posadzone są palmy, których plantacja znajduje się w północnej części miasta.
Takim oto sposobem znalazłem się przy północnym krańcu Morza Czerwonego. Woda ciepła i dość słona, lecz dla Polaka przyzwyczajonego do niemal słodkowodnego Bałtyku każde inne morze będzie słone. W Ejlacie znajduje się wiele szkół nurkowania, a w okolicach przejścia granicznego z Egiptem są także rafy koralowe. Zdecydowanie warto je odwiedzieć; ja miałem ku temu okazję w czasie poprzedniego pobytu tutaj w grudniu 2017 – tym razem zatem odpuściłem.
Ze względu na sobotę i szabat i tak trudno byłoby się poruszać po kraju, więc dzień ten postanowiliśmy wykorzystać na tzw czas wolny, czyli wypoczynek w podgrupach. Niestety, najlepsza słoneczna część dnia została mi zmarnowana przez pograniczników, więc ostał się tylko wieczór. Po kilku ożywczych łykach эликсирa красоты z warszawskiej bezcłówki i zjedzeniu kolacji w miłym miejscu przy plaży nadszedł czas na poszukanie noclegu.
Nocleg w Ejlacie
Jak wspomniałem już wcześniej, hostele w Izraelu są dosyć drogie. Dla jednej osoby nadal jest to najatrakcyjniejsza opcja, ale podróżując w grupie dwuosobowej i większej lepiej przeznaczyć te same środki na tradycyjny hotel, których w pobliżu nie brakuje. Nie zaskakuje fakt, że ceny maleją wraz z kwadratem odległości od morza – jednak nawet ostatnia, trzecia linia zabudowy w dzielnicy hotelowej to mniej niż 500 metrów od plaży. W cenie podobnej do dwóch łóżek w hostelu znaleźliśmy całkiem niezły pokój ze śniadaniem w standardzie w hotelu Americana ***. Całość być może nie rzucała na kolana, ale nie było się też zbytnio do czego przyczepić – mogę więc polecić to miejsce.
Patrząc w stronę morza, po lewej stronie widać lustrzane miast względem Ejlatu, jordańską Akabę. Również jest to kurort, chyba nawet nieco większy, ale mniej rozreklamowany. Jordańczycy jednak sąsiadom sukcesu komercyjnego, więc też niedawno wpuścili Ryanair na swoje nieba – z czego w niedalekiej przyszłości skorzystałem.
Dowiedz się więcej o Akabie z wpisu: Jordania / Akaba – cztery państwa na rzut beretem.
Przejście graniczne znajduje się kilka kilometrów na północ, ale gdyby kogoś ciekawiło jak blisko da się dojść pod granicę – to jest do kilkadziesiąt metrów. Po opuszczeniu dzielnicy hotelowej przechodzimy po mostku do dzielnicy kempingowej i oddzielnej, nieco szerszej plaży. Na końcu jest niewielka droga prowadząca do zabudowań wojskowych – i to by było na tyle.
Protip: szukając noclegu w Ejlacie przy pomocy portali rezerwacyjnych trzeba uważać, aby przez przypadek nie zarezerwować czegoś po jordańskiej stronie granicy. Przekraczanie jest niebanalne i kosztowne, więc jeśli nie planujemy zwiedzać Jordanii, to niższa cena na pewno nam tych trudności nie zrekompensuje.
Co jest niedobrego w noclegach ze śniadaniem? Ano to, że trzeba na nie rano wstać. Po pokonaniu tych trudności i najedzeniu się do syta (śniadanie było całkiem w porządku we wspomnianym hotelu) nadeszła pora na ustalenie dalszego planu. Pierwotnie na niedzielę planowałem przejazd wzdłuż Morza Martwego i dojechanie przez Jerozolimę aż do Hajfy, którą chciałem zwiedzić w poniedziałek, w dniu wylotu. Wskutek rozlicznych zawiłości jednak pobyt mój okazał się o jeden dzień dłuższy, a prognoza pogody sygnalizowała deszcz w Hajfie… trzeba więc było plan zmodyfikować. Ostatecznie stanęło na tym, że pojedziemy nad Morze Martwe, a potem zanocujemy w palestyńskim Jerychu. Tak, tym od trąb.
Plażowanie
Pogoda w Ejlacie była dobra. Może nie tak jak poprzednim razem w grudniu, kiedy było bezchmurne niebo i 25 stopni, ale nadal powyżej 20 kresek na termometrze. Biorąc pod uwagę, że to najbardziej wysunięta na południe lokalizacja w naszej wyprawie, trzeba było nadrobić stracony wczorajszy dzień, a dopiero wieczory i noc wykorzystywać na przejazdy. Po wymeldowaniu z hotelu powędrowałem więc na plażę celem wykąpania się w morzu i absorpcji promieniowania ultrafioletowego, czyli mówiąc potocznie, opalania się. Długie rzędy publicznych leżaków brzmiały jak zaproszenie. Okazuje się, że cena wynajmu takiego na cały dzień jest ustalona odgórnie i wynosi przystępne 12 NIS, pobierane przez obsługę. Nie ma potrzeby szukania inkasenta, sam przyjdzie gdy zajmiemy leżak. Idylli dopełnił wyciskany sok z granatów, dostępny przy pomoście w okolicach mariny.
Dodatek audiowizualny
Na koniec zapraszam do obejrzenia filmu, który pokazuje nawet nieco więcej niż opisałem. Zachęcam także do subskrybowania na youtubie, bo po przekroczeniu progu będę miał dodatkowe opcje. Reklam nie włączyłem ja, tylko same się wepchnęły z powodu Zenka.
Pora ruszać w dalszą drogę
Po dwóch godzinach wylegiwania się a także opłynięciu sporego fragmentu strzeżonej plaży nadeszła pora na opuszczenie Ejlatu i dalszą podróż. O której przeczytasz w kolejnym odcinku. Dzięki za przeczytanie, zapraszam do komentarzy i pytań, na które będę chętnie odpowiadał 🙂
Ciekawy artykuł. Interesujący blog.