Półwysep Snaefellsnes to ciekawa propozycja zarówno dla objeżdżających Islandię dookoła, jak i tych planujących wypad z Reykjaviku. Na stosunkowo niewielkim obszarze znajdziemy wiele pięknych przyrodniczo miejsc. Na końcu półwyspu, wokół wulkanu Snæfellsjökull utworzono park narodowy. Od stolicy dzieli nas w prostej linii nieco ponad 100 km.

Kirkjufell

Niewątpliwie najpopularniejszym miejscem na półwyspie jest położona tuż nad morzem stroma góra Kirkjufell, wraz z towarzyszącym jej niewielkim wodospadem. Góra jest niezwykle stroma i ma ponad 400 metrów wysokości.

Taki widok czeka każdego przybywającego na Islandię na lotnisku w Keflaviku

Wielkie zdjęcie Kirkjufell wita przybyszów na lotnisku w Keflaviku. Góra ta też wystąpiła w serialu Gra o tron, co tylko przysporzyło jej dodatkowej sławy i odwiedzających.

Oto ten niezwykły widok. Zdjęcie jak dla obcego, ale już się niestety ściemniało.
W drodze do wodospadu Kirkujfoss składającego się na powyższą panoramę
Niemniej ciekawe są góry po drugiej stronie – widoczne warstwy skał porośnięte mchami i prawie niewidoczne spadające z hałasem strugi wody.

Wzniesienie leży w pobliżu miasta Grundarfjörður, do którego dojechaliśmy poprzedniego dnia wieczorem. Jest to jedno z większych miast na półwyspie, znajdziemy tam sklep, stację benzynową, restauracje i bazę noclegową. Miejsce w którym nocowałem leży nieco poza miastem, jednak ma wspaniały widok na rzeczoną górę.

Widok z okna hotelu „Grund í Grundarfirdi” położonego przy drodze, 2 km przed miastem
Widok z okolic wodospadu Kirkjufellsfoss na miasto

Park Narodowy Snæfellsjökull

Wyruszamy w dalszą podróż drogą 54 w kierunku końca półwyspu. Po 23 km droga główna odbija w lewo, a my wtedy skręcamy praco, jadąc de facto prosto, drogą 574. Po drodze miniemy kilka mniejszych wiosek oraz bardzo wysoki (412 m) maszt radiowy w okolicach Hellissandur.

Po kolejnych 19 km droga 574 skręca w lewo, a my nadal trzymamy się linii wybrzeża, odbijając w prawo na wąską szutrówkę. Pierwsza atrakcja pojawi się po około 1 km – plaża Skardsvik. Dla Polaków przyzwyczajonych do pięknych plaż nadbałtyckich to nic takiego, jednak na miejscowych robi wrażenie. Plaża jest otoczona skałami, a fale przypływu potrafią sięgnąć nawet do połowy jej długości.

Ta plaża ta jest wyjątkowa jak na Islandię, bo cała pokryta jest drobnym, żółtym piaskiem.

Jak to na Islandii, wiatr bywa naprawdę silny, więc i z plażowania nici. Po kilku minutach dalszej jazdy wyboistą drogą docieramy na niewielki parking koło pomarańczowej latarni morskiej Svörtuloft. Jesteśmy w jednym z najdalej wysuniętych na zachód punktów w kraju. Palmę pierwszeństwa w tej dziedzinie dzierży leżący nieco na północ półwysep należący do regionu Vestfirðir (tłum. fiordy zachodnie), który o kilkaset metrów wyprzedza Snaefellsnes.

Latarnia morska Svörtuloft

Miejsce jest bardzo ładne i przygotowane pod wizyty turystów. Dookoła latarni prowadzą drewniane ścieżki, a przed upadkiem w stromą przepaść tuż obok chronią barierki. Przy sprzyjających, nomen omen, wiatrach, można nawet urządzić sobie piknik korzystając z drewnianych ławeczek i stolika.

Ścieżki wokół latarni Svörtuloft

Przewiani na wszystkie strony przez te same wertepy wróciliśmy do drogi 574 i skręciliśmy w prawo. Po lewej stronie towarzyszy nam masyw wulkanu. Dookoła pustkowie wypełnione głazami wyrzuconymi podczas erupcji tegoż, zupełnie niedawno jak na geologiczne standardy. Od czasu do czasu mijamy także mniejsze i większe stożki wulkaniczne.

Niektóre z nich są szczególnie godne uwagi. Jeden z nich, Saxhóll, udostępniony został zwiedzającym. Na szczyt poprowadzono schodki. Po ich pokonaniu możemy podziwiać zapadnięte wnętrze stożka porośnięte trawą, a co ciekawsze, to widoki z góry dookoła, z innej perspektywy.

Jeśli wejście po kilkuset stopniach nie brzmi obiecująco, niedaleko czeka inna osobliwość – Hólahólar. Oto stożek wulkaniczny, do którego można… wjechać samochodem. Jedna z jego stron została usunięta (trudno mi stwierdzić czy naturalnie, czy przez człowieka) i wjeżdżając do środka znajdziemy się na dużym placu wewnątrz wulkanu.

Na krawędzi stożka wulkanicznego Hólahólar

Zdarzało mi się być obok wulkanu, na wulkanie, ale jeszcze nigdy w środku wulkanu (czy też pozostałego po nim stożka) – taka własnie jest Islandia. Co szczególnie zaskakuje to panująca wewnątrz cisza. Jest absolutnie bezwietrznie, a słońce w zależności od pory dnia zagląda do środka. Gdyby nie temperatura, można by się spokojnie tu opalać. Z ciekawości wdrapałem się na krawędź stożka – aby podziwiać widoki dookoła i zostać ponownie osmaganym wiatrem.

Na Islandii droga też jest celem

Wyruszamy w dalszą drogę. Po kilku kilometrach spotkamy niewielki pawilon i parking po lewej stronie. Jest to punkt wypadowy do wycieczki wgłąb wulkanu, a raczej jaskini Vatnshellir utworzonych przez płynącą lawę. Wycieczki odbywają się tylko w przewodnikiem i są dość słono płatne.

Więcej informacji o wycieczce do jaskini podziemnej: https://www.summitguides.is/vatnshellir-cave-op1r6

Punkt widokowy Malarrifsviti koło Gestastofa Visitor Centre

W niewielkiej odległości od powyższego parkingu napotkamy na drogowskaz w prawo – w stronę parkingu Gestastofa i kolejnej latarni. Ta jest większa od swojej poprzedniczki i zdecydowanie łatwiej dostępna. Na miejscu jest duży parking i kawiarnia. Teren jest dość rozległy. Możemy podejść do latarni, możemy też podziwiać skalne urwiska Londrangar kończące się wprost w morzu. Jeśli jednak goni nas czas, lepszym wyborem będzie ominięcie tego przystanku – po to, aby zobaczyć urwiska Londrangar miejsca z innej perspektywy, z tarasu widokowego.

Chyba już dość długo tu parkuje…
…ale polski kierowca i na drzwiach od tarpana pojedzie

Tutaj droga 574 skręca z powrotem na wschód. Nie ma się jednak co rozpędzać, bo po 1 km po prawej stronie będzie kolejny parking. Z niego prowadzą wyznaczone ścieżki na wspomniany taras widokowy na Londrangar. Tutaj możemy podziwiać przepiękne urwiska skalne omywane od dołu przez fale – te same, których fragmenty było widać przy poprzednim przystanku.

Urwiska Londrangar

Wyruszamy w dalszą drogę. Po prawej stronie miniemy zjazd w prawo na nadmorską miejscowość o włoskobrzmiącej nazwie Arnarstapi. Kilka kilometrów dalej, po stronie gór napotkamy na parking i drogowskaz. Zdecydowanie warto się tu zatrzymać, bo pomiędzy skałami kryje się wąwóz Rauðfeldsgjá. Po zaparkowaniu czeka nas kilkusetmetrowe podejście do podnóża gór.

Podejście do wąwozu wąwozu Rauðfeldsgjá

Następnie po kamieniach wskakujemy pomiędzy skały i znajdujemy się nagle w innym świecie – niezwykle wąskim i bardzo wysokim wąwozie, w środku którego płynie strumień.

Zdjęcia niestety okazały się dość kiepskie, więc wybrałem to ze mną… niemniej jednak wąwóz zdecydowanie warto zobaczyć i wspiąć się wewnątrz niego po skałach. Więcej materiału z wąwozu zobaczysz na filmie.

Po powrocie do auta ruszyliśmy dalej na wschód. Rzutem na taśmę, pomiędzy drogą 54 a morzem udało mi się odnaleźć jedno z dzikich gorących źródeł. Postawiłem to sobie za punkt honor,. bo nie udało się tego dokonać w czasie dwóch poprzednich wypraw – tym razem na szczęście już tak.

Gorące źródło gdzieś u nasady półwyspu Snaefellsnes

Miałem pierwotnie zamiar zażyć kąpieli, ale po tak dobrych wrażeniach z Myvatn Nature Baths postanowiłem nie psuć sobie wrażania. Woda jednak jest równie gorąca i też ma zapach siarki.

na deser film…

Na tym zakończyliśmy zwiedzanie półwyspu Snaefellsnes. Nocleg przewidziany był w samym Reykjaviku, więc czekała nas dość długa podróż do miasta, gdzie zgodnie z planem dotarliśmy długo po zmroku.