Do wynajętego przez Airbnb niewielkiego mieszkanka w Akureyri dotarliśmy późnym wieczorem. Okazało się to przytulnie urządzone przyziemie w domu właściciela, w nieco oddalonej od centrum dzielnicy domków jednorodzinnych – przynajmniej nie było problemów z parkowaniem.

Osobliwość w mieszkaniu – nietypowe gniazdka elektryczne oraz skonstruowania samodzielnie przejściówka na standard europejski

Plan na dzień dzisiejszy nie był tak napięty jak w poprzednie dni, jednak trzeba było tez nieco nadgonić dystans. Dla chętnych na końcu opisuję wycieczkę fakultatywną na wodospad Glymur – mapa go nie obejmuje.

Akureyri

Muzeów w Akureyri jest pod dostatkiem

Miasto Akureyri jest drugim największym na Islandii, po stolicy. Leży na północy wyspy, nad długim na 60 km fiordem Eyjafjörður. Mieszka tu kilkanaście tysięcy mieszkańców, są liczne muzea, a nawet lotnisko zdolne przyjmować większe samoloty. Miasto leży nad wodą, więc rybołówstwo stanowi znaczący wkład w lokalną gospodarkę, podobnie jak turystyka.

Mural w Akureyri na doskonale zachowanym budynku z lat 70

W Akureyri funkcjonuje bezpłatna komunikacja miejska. Centrum stanowi niewysoka, dwu-trzypiętrowa zabudowa wokół deptaku Hafnarstraeti, gdzie znajdziemy sklepy i restauracje. W pobliżu na wzniesieniu jest też kościół miejski o strzelistej budowie.

Kościół w Akureyri

Idąc w stronę morza, zauważymy przystań i duży, okrągły budynek – centrum kulturalne Hof. Wewnątrz znajduje się też informacja turystyczna, gdzie warto wstąpić po mapki i poradę.

Klasyczna reklama firmy fotograficznej Fuji z logiem z lat 90

Po krótkim spacerze po mieście wyruszyliśmy w dalszą drogę na zachód krajową obwodnicą. Droga wiodła malowniczymi dolinami, a ruch na niej był już nieco większy, niż w poprzednich dniach wyprawy. Zauważyłem też radiowóz mierzący prędkość kierowcom – warto używać tempomatu.

I od razu przyjemniej poczekać na światłach

Wioska z domkami torfowymi w Glaumbaer

Po niespełna stu kilometrach przejeżdżamy mostami nad dwoma rzekami i docieramy do miejscowości Varmahlíð. Tutaj skręcamy w prawo (na północ), w drogę 75, aby po kilku kolejnych kilometrach dotrzeć do ciekawego miejsca.

Droga nr 1 wiodąca z Akureyri na zachód

Muzeum Glaumbaer to kilkanaście chatek wiejskich. Co je wyróżnia, to że ich ściany i dach zbudowane są z torfowych cegiełek. Na dachu rośnie bujna trawa dodatkowo wzmacniająca konstrukcję. Islandczycy ocieplali swoje domostwa tym co było lokalnie dostępne.

Jak w wielu innych miejscach na Islandii, tuż obok pasą się zwierzęta
Drewniane fasady domków oddzielone torfowymi ścianami
Od zaplecza chatki wyglądają nieco mniej okazale
Okna dachowe otoczone trawą
Gęsta zabudowa i motywy dekoracyjne na drewnianych krawędziach dachu
Torfowe cegły układane są w konkretny sposób, nie jest to w żadnym razie usypana kupa materiału

Tuż obok wioski znajdziemy niewielki budynek kościoła z przyległym cmentarzem. Na terenie muzeum są także większe, tradycyjne drewniane domy. W jednym z nich mieści się kawiarnia, gdzie podziwiając historyczne wnętrze możemy uraczyć się kawą i ciasteczkiem.

Na takie widoki mogą liczyć goście pobliskiej kawiarenki
Film – głownie z wioski Glaumbaer

W drodze na półwysep Snæfellsnes

Zwiedziwszy muzeum wróciliśmy do samochodu, czekał nas bowiem dłuższy odcinek do pokonania, nieco ponad 300 km – aż na półwysep Snæfellsnes, niemal najbardziej wysuniętą na zachód część kraju. Tutaj też zbaczamy na dłuższy czas z drogi nr 1, która z Akureyri prowadzi wprost do Reykiaviku. Nocleg przewidzieliśmy w pobliżu słynnej góry Kirkufjell i dostarliśmy tam na krótko przed zachodem słońca.

Dłuższa droga na półwysep Snaefellsnes

Pro tip: jadąc od strony Akureyri na półwysep Snaefellsnes (do Kirkufjell) mamy do wyboru dwie trasy. Krótszą, lecz z fragmentami szutrowymi i dłuższą ale po asfalcie – różnica 40 km, czas porównywalny. Mapy w telefonie, pora roku i rodzaj samochodu pomogą w decyzji, którą wybrać, my pojechaliśmy dłuższą.
krótsza: z drogi 1 skręcamy w prawo w drogę 68, po kilku kilometrach w lewo w 59, która na pod koniec przejdzie w 60, a po kilku kolejnych kilometrach w prawo w 54.
dłuższa: dojeżdżamy drogą 1 aż do miasta Borganes i skręcamy w lewo w drogę 54 (jej przeciwny kraniec w stosunku do krótszej trasy). Gdy wjedziemy już na półwysep, przeskakujemy na jego drugą stronę skręcając w prawo w drogę 56 i wracając ponownie na 54.

Wodospad Glymur

Aby relacja była bardziej zwarta, o tym co było na półwyspie napiszę w kolejnej części – bo to następny dzień poświęciliśmy na jego zwiedzanie. Tymczasem jako alternatywę zaproponuję dłuższą pieszą wspinaczkę na wodospad Glymur, znajdujący się około 70 km na północ od Reykiaviku. Nie odwiedziłem go wprawdzie ostatnim razem, za to była to świetna przygoda w czasie mojej pierwszej wyprawy.

Szlak wiedzie przez jaskinię

Wodospad Glymur ma aż 198 metrów wysokości i do niedawna był najwyższym na Islandii. W 2007 utracił ten tytuł na rzecz nowoodkrytego, wypływającego bezpośrednio z lodowca Morsarfoss (239 metrów).

Tylko dla wytrawnych piechurów

W przeciwieństwie do wielu islandzkich cudów natury, wodospad Glymur nie jest łatwo dostępny. Po pozostawieniu auta na parkingu, musimy pokonać kilkukilometrowy szlak. Nie należy do najprostszych. Podczas wędrówki musimy pokonać wartki, szeroki strumień wody, a także wspiąć się po stromej ścieżce na sam szczyt góry.

Obowiązkowa przeprawa przez strumyk. Na boso jest łatwiej przejść po śliskiej belce.

Trudy i znoje wyprawy wynagrodzą nam rozmieszczone gęsto punkty widokowe pozwalające na podziwianie tego wodospadu i okolic. W trakcie naszej wędrówki nadleciał helikopter służb ratowniczych – po zrobieniu kilku kółek odleciał w dalszą drogę. Ponoć jest to rutynowy patrol w poszukiwaniu turystów mogących potrzebować pomocy.

Wodospad Glymur w całej okazałości, niespełna 200 metrów spadku
Islandia geologicznie jest młodym krajem – tutaj możemy obserwować warstwy skalne poddane działaniu erozji
Przepiękne zielone mchy porastają zbocza wodospadu
Na szczycie góry

Prawdziwy mężczyzna nie wraca tą samą drogą, jeśli tylko nie musi. Po wspięciu się na sam szczyt krajobraz zmienia się na płaskowyż, a rzeka formująca wodospad staje się znacznie szersza – za to zupełnie płytka. Aby nie zamoczyć butów, postanowiliśmy przejść na drugą stronę boso. Niby nic wielkiego, ale woda jest naprawdę zimna, a kamienie śliskie. Trzeba więc uważać, aby się nie przewrócić.

Po pomyślnym pokonaniu tej katarakty rozpoczęliśmy schodzenie w dół. Niestety stosunkowo łatwo zgubić szlak – za to nie kierunek, wiadomo, że trzeba zmierzać w dół doliny.

Wspinaczka zaczyna się na samym dole
Widok na zachodnią Islandię
Po pokonaniu rzeki boso podziwiam wodospad z drugiej strony
Tuż przed progiem wodospadu. Zapowiada się niewinnie jak na zbliżający się dwustumetrowy spadek.

Po dojechaniu wieczorem w okolice Kirkufjell zameldowaliśmy się w hotelu z pięknym widokiem i rozpoczęliśmy odpoczynek przed kolejnym dniem pełnym wrażeń 🙂