Poprzedni dzień, a szczególnie ostatni odcinek trasy był męczący. Poranek przyniósł nowe siły, ale nie nową pogodę. Nadal padał deszcz, było mgliście i wietrznie. Miejscowość Breidalsvik w której się zatrzymaliśmy okazała się niewielką nadmorską osadą z portem. Pomimo że wyruszaliśmy około godziny 9 w dzień roboczy, miasteczko było opustoszałe i tylko śmieciarka jeździła z hałasem od domu do domu.

Gęste chmury nad osadą Breidalsvik

Miejsce w którym się znaleźliśmy to zachodnia Islandia. Najbardziej oddalona od stolicy część kraju. Tutaj, nawet krajowa obwodnica nr 1 miewa szutrową nawierzchnię. Wszelkie zaopatrzenie musi pokonać długą drogę lądową, bądź morską, więc i ceny w sklepach czy na stacjach benzynowych są nieco wyższe. Można stwierdzić, że z sensie odległości, osiągnęliśmy połowę trasy. Chcąc wrócić do punktu wyjścia, pokonamy podobną odległość, niezależnie od wyboru trasy – północny, czy południowy wariant.

Była to także terra incognita dla mnie. Najdalej gdzie udało mi się dotrzeć w poprzednich wyprawach to przylądek Vestrahorn, który zostawiliśmy już daleko z tyłu w czasie wczorajszej nocnej jazdy. Do znanych mi rejonów wrócimy dopiero za dwa dni.

Trasa biegnie tradycyjnie drogą nr 1 na północny zachód. Początkowo wzdłuż wybrzeża, następnie rozpoczyna się samochodowa wspinaczka. Krajobrazy zdecydowanie różnią się od tych obserwowanych poprzedniego dnia. Wody jest raczej mało, a dookoła drogi rozpościera się pustkowie.

Miasto i lotnisko w Egilsstadir

Po około 90 km dojeżdżamy do Egilsstadir. Jest to główne miasto we wschodniej Islandii, zamieszkane zaledwie przez ponad 2 tysiące ludzi. Znajduje się tu baza noclegowa oraz lotnisko o pasie długości 2000 m. Służy jako zapasowe dla głównego w Keflaviku. Są tu w stanie wylądować średniej wielkości odrzutowce kursujące z Europy, choć nie jest to wymarzone miejsce do takich atrakcji. Przekonali się o tym pasażerowie Wizzair z Polski. Kilka tygodni po naszym pobycie, dwa samoloty z powodów pogodowych wylądowały właśnie tam, a przewoźnik nie był w stanie zorganizować ani miejsc noclegowych, ani transportu do stolicy (który swoją drogą zająłby wiele długich godzin), oferując jedynie powrót do Polski i przebookowanie na kolejny lot. Sprawa była głośna w polskich i islandzkich mediach, więc linie, jeśli są w stanie przewidzieć problemy, zatrzymują się już w Szkocji lub zachodniej Norwegii celem uzupełnienia paliwa i poczekania na poprawę pogody.

Kolejnym lotniskiem na które możemy być przekierowani jest to w Akureyri. Jest nieco dłuższe, a i miasto znacznie większe – jednak znajduje się znacznie bliżej stolicy. Skoro więc pogoda nie pozwala na lądowanie tam, mała szansa, że będzie to możliwe w Akureyri. Do tego miasta dotrzemy w naszej wyprawie wieczorem, pod koniec intensywnego dnia.

Przez równiny regionu Austurland

Przejechaliśmy przez Egilsstadir bez zatrzymywania się i wjechaliśmy na płaskowyż. Wiatry nie napotykają na żadne przeszkody i są odczuwalne dla kierowcy. Pasażerowie w tym czasie mogą obserwować chmury szybko przemykające po niebie. Zgodnie z islandzką właściwością, naprzemiennie mamy kilka chwil słońca, aby po chwili włączać wycieraczki na wysoki bieg.

Po lewej stronie ciemne chmury, po prawej miejscami niebieskie niebo. Pośrodku – tęcza.

Pro tip: parkując samochód ustawiaj go przodem w stronę wiatru, tak, by przy wysiadaniu wiatr nie wyrwał drzwi z zawiasów. O dziwo, zdarza się to dość często (sam widziałem u turystów z Azji w samochodzie obok) i powoduje niemałe koszty przy zwrocie do wypożyczalni.

Ogromna przestrzeń po której hula wiatr

Po pokonaniu kilkudziesięciu kilometrów od Egilsstadir mamy możliwość skręcenia w prawo w drogę 85 i tym samym eksploracji najbardziej odludnej części Islandii. Drogi są tam raczej kiepskiej jakości i spotkamy na swojej drodze niewielu ludzi. My nie skorzystaliśmy z tej możliwości i pojechaliśmy dalej drogą główną.

Wodospad Dettifoss

Po 45 km od rozjazdu na drogę 85 dotrzemy do skrzyżowania z odchodzącą w prawo drogą 864. Prowadzi ona na wschód od ogromnego wodospadu Dettifoss. Niestety, musimy przejechać nią nieco ponad 30 km w jedną stronę. Droga jest szutrowa i słabej jakości. Podróż nie będzie w żadnym razie komfortowa, jednak jak najbardziej wykonalna.

Jeden z lepszych fragmentów drogi 864 do wodospadu Dettifoss

Pro tip: Wodospad Dettifoss możemy podziwiać ze strony wschodniej (zjazd w kiepską drogę 864) lub zachodniej (zjazd 5 km dalej, w jeszcze gorszą drogę F862). Decyzję warto podjąć zawczasu, bo każdy wybór oznacza ponad 30 km w jedną stronę po wertepach. Nawet ja nie byłem na tyle wytrwały, by powtarzać to dwukrotnie. Wybraliśmy stronę wschodnią i to chyba była dobra decyzja.

Wytrzęsieni dotrzemy do zjazdu na parking, po lewej stronie. Pierwsze widoki, jeszcze zza szyb samochodu, pozwolą szybko zapomnieć o niewygodach podróży.

Potężny Dettifoss w pełnej krasie

Dettifoss uznawany jest za najpotężniejszy wodospad w Europie. Przepływa przez niego ogromna ilość wody, nawet 400 ton na sekundę. Wysokość progu to 45 metrów, a można podejść wyjątkowo blisko. Kilometr wcześniej znajduje się mniejszy wodospad, dziesięciometrowy Selfoss.

Formacje skalne przypominające tłum ludzi przyglądający się pobliskim cudom przyrody

Wodospad leży w linii rzeki Jökulsá á Fjöllum, której nazwa w dosłownym tłumaczeniu znaczy własnie: rzeka lodowcowa z gór. Rzeka ta jest drugą najdłuższą w Islandii, ale spływa doń woda z obszaru aż 7750 km2.

No witam Miłe Panie

Za wodospadem możemy podziwiać ogromny wąwóz, po którym wije się spokojny już nurt rzeki. Przepaść jest tak duża, że jest w stanie przyjąć nawet kilkanaście razy większy przepływ wody, np. w czasie powodzi.

Kanion do którego spływa wodospad

Wąwóz Asbyrgi

Mając dużo czasu i cierpliwości do słabych dróg, można pokusić się o odwiedzenie wąwozu Ásbyrgi. Wyruszając z parkingu przy wodospadzie Dettifoss, należy jechać dalej na północ, kolejne 30 km, aż skrzyżowania z drogą 85. My ten punkt pominęliśmy, ze względu na poważniejsze plany na ten wieczór – jednak zdecydowanie jest on warty odnotowania.

Wąwóz znajdujący się w starorzeczu rzeki Jökulsá á Fjöllum ma kształt podkowy o wymiarach 3,5 na 1 km i głębokość 100 m. Wnętrze wypełnione jest zielonymi roślinami, a w niewielkim jeziorku spotkamy mnóstwo kaczek. Jest też namiastka cywilizacji w postaci pola kempingowego i baru.

Wąwóz Asbyrgi. fot. Michal Klajban [CC BY-SA (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0)]

Powrót do jedynki możliwy jest tą samą drogą (864), lub F862 po zachodniej stronie rzeki (tylko dla najwytrwalszych, ale jeśli tak zdecydujesz, nie zapomnij zatrzymać się przy Dettifoss z drugiej strony). Trzecia możliwość, to trasą diamentowego okręgu, przez miejscowość Husavik, drogami 85 i 87.

Pola geotermalne Namafjall

Po powrocie na utwardzoną drogę nr 1 (cóż za ulga), kontynuujemy podróż na zachód. Po przejechaniu ok. 30 km oczom naszym ukaże się pokaźnych rozmiarów góra. Tuż przed nią, po lewej stronie znajdziemy parking i kolejną islandzką osobliwość.

Wchodząc na pole geotermalne czuć w powietrzu, że coś się w pobliżu dzieje

Pole geotermalne Namafjall to zbiór niewielkich kurchanów i źródełek gorącej wody z wnętrza ziemi. Woda na głębokości 1000 metrów osiąga temperaturę ponad 200 stopni Celsjusza. Jest bogata w minerały i nie nadaje się do picia. Wraz z kłębami pary ulatnia się także siarkowodór w wysokim stężeniu, co jest powodem charakterystycznego zapachu.

Wrząca woda z wnętrza ziemi i żółte pokłady siarki

Na terenie całego obszaru znajdziemy kilka gorących oczek wodnych o intensywnym kolorze, jak również kopców kamieni, z których ulatują kłęby pary. Miejsce to wyjątkowo obfituje w zasoby geotermiczne.

Gorąca para wodna prosto z wnętrza ziemi

Niegdyś pozyskiwano tu siarkę potrzebną do produkcji prochu. Wprawny obserwator zauważy, że także zbocze pobliskiej góry nieustannie paruje. Namafjall to chyba najlepszy dowód na to, że Islandia geotermią stoi.

Myvatn Nature Baths, czyli Pan Ma Relaks

Wyjeżdżając z pola Namafjall skręcamy w lewo, a po wspięciu się na gorę, znów w lewo w odnogę prowadzącą do dużego parkingu przed Myvatn Nature Bath. W sumie pokonujemy nieco ponad 4 km.

Niecki basenowe z siarkowa wodą termalną. W the promienie słońca przebijają przez chmury na taflę jeziora Myvatn.

Dotarliśmy własnie do kompleksu basenów termalnych pod gołym niebem. Leżą one w masywie góry, którą obserwowaliśmy w czasie poprzedniego przystanku. W ciągu dnia możemy obserwować przepiękną panoramę na rozległe jezioro Myvatn, a po zmroku wypatrywać zorzy polarnej na rozgwieżdżonym niebie. Uczestnicy niekierujący samochodem mogą także zamówić lampkę wina lub piwa, które zostanie dostarczone przez kelnera wprost do krawędzi basenu. Tak można żyć!

Pełen relaks niezależnie od pogody

Myvatn Nature Bath powstały w 2004 roku. Nie jest tak znane jak Blue Lagoon – analogiczny kompleks basenów w pobliżu lotniska w Keflaviku. Tamten jest większy, dużo bardziej popularny, zatłoczony i droższy. Jeśli jednak wierzyć opiniom, Myvatn Nature Baths w niczym nie ustępuje Blue Lagoon, a wielu uważa go za ciekawszy.

Gdzie horyzont styka się z wodą

Bilety są dosyć drogie (5000 ISK normalny), za to nieograniczone czasowo. Nieprzekonanym proponuję porównać ceny z weekendowym biletem całodziennym w Uniejowie 😉 Warto przyjechać nieco wcześniej (np. na zachód słońca), aby móc spędzić dłuższą chwilę w wyjątkowej siarkowej wodzie, przypominającej konsystencją emulsję. Warto też zabrać własny ręcznik i strój, aby ich nie wypożyczać. Czepki nie są wymagane.

Godziny otwarcia i cennik znajdziesz na stronie: https://myvatnnaturebaths.is/prices-and-hour/

W budynku znajdziemy niewielką restaurację z widokiem na to, co nas będzie czekało. Niecki wodne nie są zbyt wielkie, jednak z powodzeniem mieszczą chętnych. Jest ich kilka, każda na nieco innej wysokości. Jesteśmy niemal na szczycie góry – zatem z każdego miejsca rozpościera się widok na rozlegle jezioro Myvatn i okolice. Dno basenów wyścielane jest naturalnym żwirem.

Oprócz kąpieli wodnej jest też możliwość skorzystania z sauny. Niskie temperatury wewnątrz (zaledwie ok 50 stopni, za to wysoka wilgotność) rekompensuje wspaniały widok z okna.

Zjazd do zajezdni w Akureyri

Rozsądnym posunięciem będzie znalezienie noclegu w niedalekiej okolicy, szczególnie gdy podróżujemy po Islandii zgodnie z kierunkiem ruchu wskazówek zegara (czyli odwrotnie niż opisuję). Ze względu na napięty plan podróży, nasz nocleg przewidziany został w mieście Akureyri, ok. 80 km na zachód. Droga jest jednak przyzwoita i przy spokojnej jeździe, w nieco ponad godzinę dojechaliśmy na miejsce.

Wodospad Godafoss

W połowie drogi pomiędzy jeziorem Myvatn a miastem Akureyri znajdziemy wodospad Godafoss. Leży tuż przy drodze jedynce.

Wodospad Godafoss. Fot. Andreas Tille [CC BY-SA (https://creativecommons.org/licenses/by-sa/4.0)]

Wodospad jest wysoki na 12 i szeroki na 30 metrów. Nazwa Godafoss oznacza wodospad bogów. Historia głosi, że gdy w roku 1000 n.e. Islandia przechodziła z nordyckiego pogaństwa na chrześcijaństwo, polityk imieniem Þorgeir Ljósvetningagoði Þorkelsson w akcie nawrócenia wrzucił do tego wodospadu posągi pogańskich bogów – i stąd nazwa.

Nie zatrzymaliśmy się, gdyż było już zupełnie ciemno, jednak ciesząc się światłem dziennym, zdecydowanie warto tam na chwilę przystanąć.

Tunel Vadlaheidi

Zbliżając się do Akureyri przejedziemy przez tunel Vadlaheidi. Ma imponującą długość 7,5 km i prowadzi pod masywem górskim Vikurskard. Jest to obecnie jedyny płatny tunel i droga na Islandii. Niestety nie ma nikogo ani niczego pobierającego opłaty na miejscu. Mamy trzy możliwości:

  • opłata 1500 ISK jeśli zarejestrujemy samochód na dedykowanej stronie i podłączymy kartę płatniczą (maksymalnie 3 godziny po przejeździe). Podajemy konkretne daty i godziny, kiedy wypożyczamy i zwracamy samochód, więc nie trzeba się obawiać, że kolejny użytkownik auta będzie jeździł na nasz koszt. To jest optymalna opcja, warto dokonać rejestracji zawczasu, aby potem o tym nie zapomnieć tak jak ja, i nie zapłacić:
  • opłata 2500 ISK jeśli nie zrobimy nic – obciąży nas wtedy wypożyczalnia przy zwrocie samochodu (ewentualnie doda coś od siebie, choć u mnie ograniczyli się do kwoty otrzymanej od zarządcy tunelu).
  • objazd tunelu drugą 84 i 83, przez masyw Vikurskard, nadrabiając kilkanaście kilometrów. Jeśli mamy dobrą pogodę i droga nie jest zamknięta z powodu trudnych warunków, można próbować.

Szczegóły dotyczące tunelu: https://mitt.veggjald.is/express?language=en

Niezależnie od wybranej drogi, wyjedziemy po przeciwnej do miasta stronie zatoki. Widok jest ładny zarówno za dnia jak i w nocy – tuż za tunelem jest niewielki parking, skąd można go podziwiać. Akureyri jest drugim największym miastem Islandii, a więcej na jego temat przeczytasz w relacji w czwartego dnia wyprawy, do której zapraszam 🙂

A na deser film: