Nieco mniejszym niż poprzednio busikiem wyruszyłem z dworca Sarajewo Północne w kierunku stolicy Czarnogóry, Podgoricy. Droga początkowo przebiegała normalnie, z czasem jakość nawierzchni znacznie pogorszyła się. Busik przedzierał się dzielnie przez kręte drogi wzdłuż górskich rzek. Obok widoczne były filary budowanej drogi szybkiego ruchu, ale zbytniej aktywności na polu budowy nie zauważyłem. Ludzie wsiadali i wysiadali, większość traktowała to połączenie lokalnie. Mało kto podróżował do samego końca, jak ja. Uderzającym obrazem była obecność ogromnej ilości śmieci niesionych przez rzekę i zaczepionych o gałęzie. Wygląda to na popularny sposób pozbywania się nieczystości przez mieszkańców tego górskiego kraju. Skojarzyłem, że przejeżdżając przez boczne drogi Czarnogóry lata temu w drodze powrotnej z Grecji, też zapamiętałem wszechobecne śmieci.
Po dłuższej podróży dotarliśmy do granicy. Jest nią zbudowany tymczasowy mostek. Dookoła zimowy krajobraz, a tu woda turkusowa jak w kurorcie z katalogów biur podróży.
Po stronie Bośni przyjezdnych wita tablica witająca w Republice Serbskiej – części składowej Bośni i Hercegowiny. To zapewne zupełny przypadek, że flaga Republiki Serbskiej to odwrócona flaga rosyjska, że o cyrylicy nie wspomnę.
W autobusach międzynarodowych obowiązuje zwyczaj, że gdy pogranicznik przynosi paszporty z powrotem oddaje je kierowcy, a ten podaje ich plik do tyłu, gdzie każdy po kolei zabiera swój. Nie jestem zwolennikiem wypuszczania dokumentów z rąk, ale w takiej i podobnych sytuacjach jest to niejako wymuszone, jeśli ktoś mi potem powie że on tego nie robił, to uznam że kłamie. Mój paszport odróżniał się kolorem na tle pozostałych, bośniackich i dopiero wtedy wzbudziłem pewne zainteresowanie podróżnych, o Polak na pokładzie.
Waluta w Czarnogórze
Po wjeździe na teren Czarnogóry zatrzymaliśmy się na dłuższy postój. Część pasażerów zakończyła tam swoją podróż, a pozostali, w tym ja, udali się do pobliskiego baru.
Niestety nie miałem żadnej miejscowej gotówki, a pomimo że to miejscowość przygraniczna, nie chciano ode mnie przyjąć bośniackich marek. Zaproponowałem, że może zapłacę w euro. Pani zgodziła się ochoczo i przyjęła płatność. Gdy dostałem swoją kawę, dostałem także resztę i paragon – i ze zdziwieniem zauważyłem, że w Czarnogórze to właśnie euro jest obowiązującą walutą, przyjęli je sobie jednostronnie.
Do tej pory myślałem, że tylko Kosowo rozlicza się w euro, aby uniezależnić się od Serbii, ale Czarnogóra także podążyła tym tropem. Zaprawdę dziwne to, samemu, z własnej nieprzymuszonej woli pod wpływem zgnilizny zachodniej propagandy pchać się w paszczę eurolwa, narażając się na szereg poważnych czynników ryzyka tak chętnie i bezrozumnie podnoszonych w mediach, jak drożyzna, wzrost cen, czy też faktyczny brak własnej polityki monetarnej (bo oba kraje członka mi Unii Europejskiej nie są). Ręce same składają się do oklasków na myśl o tym, jak mądrych, wykształconych i o szerokich horyzontach polityków mamy w Polsce, a jaką nierozwagą i zaprzedaniem wartości narodowych wykazuje się Czarnogóra.
Stolica czyli Podgorica
Po zmroku, wieczorem, dotarłem do Podgoricy. Dworzec autobusowy jak to często bywa, połączony był z kolejowym. Podobnie jak w innych bałkańskich krajach, połączenia kolejowe są powolne i jest ich mało, mimo że rozmiary dworca sugerowały, że czasy świetności kiedyś jednak były.
Podobno jest to jeden z głównych węzłów kolejowych, a trasy, zapewne głównie towarowe prowadzą m.in. do Belgradu w Serbii, czy Szkodry w Albanii.
Według nawigacji w telefonie, mój nocleg powinien znajdować się w okolicy. Faktycznie tak było. Był niedrogi, ale i jakościowo kiepski. Niestety w ferworze walki, gdy rezerwowałem jeszcze w Sarajewie spanie na kolejne dni, pomyliłem daty i przesunąłem je o jeden dzień naprzód – zatem zarówno tutaj jak i w kolejnych krajach musiałem prosić właścicieli o przyjęcie mnie dzień wcześniej. Na szczęście z powodu wybitnego nie-sezonu nie było z tym problemów.
Po zakwaterowaniu się nie widziałem sensu spędzania tu wieczoru, więc poszedłem na spacer na miasto. Było ciemno, ale ulice wydawały się jakby bardziej uporządkowane, lepiej oświetlone, a chodniki równiejsze niż w Bośni (szczególnie w Tuzli).
Zaskoczony byłem dowiedziawszy się, że Czarnogóra od niedawna jest członkiem NATO. Z faktu tego w typowy dla siebie sposób raczył zażartować nawet bieżący prezydent Stanów Zjednoczonych. O potencjale obronnym tego kraju można dyskutować, niemniej jednak z pewnością jest to miejsce strategiczne na mapie Bałkanów. Domyślam się, że stąd też niewidziane nigdzie indziej napisy wysmarowane na ścianach z sentymentami do poprzedniego porządku w Czarnogórze i całych Bałkanach.
Warto wspomnieć, że wzorem większych braci, miasto za czasów Jugosławii nazwano Titogradem. Spieszę z wyjaśnieniem, że to nie od tego co myślisz, a od nazwiska komunistycznego przywódcy, Josipa Tito.
Gdy już się nasyciłem spacerem, wróciłem i poszedłem spać. Plan jutrzejszego dnia wyznaczał rozkład jazdy autobusów na południe. Wstałem dość wczesnym rankiem jak na moje możliwości i bez żalu opuściłem hostel. Miałem kilka godzin na zwiedzanie miasta za dnia.
Są sytuacje w życiu, które lepiej prezentują się w świetle dziennym, są też takie, które lepiej wyglądają w nocy. Podgoricę zdecydowanie rekomenduję eksplorować za dnia. Wtedy to możemy się przekonać o tak dobrze dla nas zrozumiałym słowotwórstwie. Podgorica – czyli miejsce pod górami. Patrząc na widoki z każdej większej ulicy, trudno się nie zgodzić.
Nad rzeką przerzucono ciekawą kładkę dla pieszych. Obok niej stoi pomnik Włodzimierza Wysockiego, rosyjskiego śpiewaka.
Stare miasto nie ma jakiegoś bardzo centralnego punktu, za to jest sporo niskiej zabudowy, hotelików, knajpek i sklepów.
Na jednym z placów zbudowano za czasów Jugosławii pawilon handlowy o charakterystycznej architekturze, który funkcjonuje od dziś. Tam przebywała akurat ekipa telewizyjna i przeprowadzała z przechodniami wywiady. Zostałem zaczepiony i ja, prytanie które mi zadano to czy przeczytałem ostatnio jakąś książkę, i jaką. Pani niezrażona moją odpowiedzią po angielsku powtórzyła pytanie, a ja musiałem coś tam nazmyślać. Co ciekawe, czytuję książki, ale gdybym miał przytoczyć konkretny tytuł i autora, a co gorsza treść ostatniej to byłoby ciężko. Pani najwyraźniej uznała, iż konfabuluję i nie zadawała więcej pytań, a ja podreptałem dalej.
Poszedłem dalej, w kierunku budynków rządowych. Obok jednego z nich jest pomnik Aleksandra Puszkina (pisarz), ale nie jako pojedynczy monument, ale cała scenka rodzajowa.
Co ciekawe, w bezpośredniej bliskości pozostałych budynków rządowych można zaobserwować taki górski potok.
Na tym powoli musiałem kończyć swoją wędrówkę po Podgoricy. W oddaleniu od miasta widoczna jest ciekawej konstrukcji wieża telewizyjna do której chciałem dotrzeć, ale okazała się bardziej oddalona od miasta niż myślałem.
Udałem się wtenczas pieszo na dworzec autobusowy. Po drodze minąłem kilka napisów na murach agitujących za powrotem Jugosławii. Podobnie jak w Bośni, dworzec kolejowy jest pusty i zaniedbany, czego jednak nie można powiedzieć o dworcu autobusowym.
Jak być może widać na zdjęciach, wraz z przemieszczaniem się na południe pogoda poprawia się, pojawiło się słońce. To jednak jeszcze nic, w porównaniu z tym, co mogłem zobaczyć już następnego dnia w Albanii.
Podgorica sama w sobie nie jest jakimś turystycznym hitem Czarnogóry. Dużo ciekawszym, a dzięki niedawnej ofensywie bezpośrednich lotów z Polski, popularniejszym kierunkiem jest zatoka kotorska i okolice jeziora szkoderskiego, które odwiedzę następnym razem.
O tym jak przebiegła moja wizyta w Tiranie, dowiesz się z następnego odcinka 🙂
2 komentarze do “Czarnogóra / Podgorica a.k.a. Titograd”